Przedziwny film. Niewiele w nim się dzieje, ale specyficzna aura jaka w nim jest pewnie niektórym widzom będzie się podobać. Kto lubi kabaret Mumio znajdzie tu okruszki tego humoru, ale raczej bliżej temu obrazowi do produkcji, które raz na jakiś czas podbijają serducha na całym świecie poprzez to, że opowiadają o zupełnie innym tempie życia, innych priorytetach niż te które królują w massmediach. Przejechać przez kraj na kosiarce by odwiedzić brata, przejść przez wiele mil, by odwiedzić koleżankę sprzed lat, a może wbrew przeciwnościom zamieszkać na odludziu, z uśmiechem przyjmując proste radości. Zwykle kluczem do tych historii są bohaterowie i ich otoczenie, ludzie może i uważani za naiwnych, za fajtłapowatych, żyjący jednak w zgodzie ze sobą, nikogo nie krzywdzący. I tak jest też w tym przypadku. Remek Wróbel grany przez Jacka Borusińskiego (Mumio) to stary kawaler, trochę neurotyczny listonosz, którego jedną z niewielu radości życia są mecze okręgowej drużyny piłkarskiej w której grywa. Nawet tam jednak nie osiąga wielkich sukcesów, więc jest lekceważony. I nagle w jego poukładane życie, wkraczają wielkie zmiany.
Niewielka społeczność, wszyscy się jakoś znają, więc każdy "nowy" w miasteczku budzi ciekawość, a Remek ma praktycznie te "zmiany" pod nosem, bo to dom jego sąsiadki. Gdy zmarła, sprowadza się tam jej siostrzenica z facetem, potem on znika, a ona zaczyna się coraz bardziej interesować Wróblem. Może zwróciła uwagę na jego wyjątkową spolegliwość, na to, że łatwo go urobić, że nie okazuje nigdy agresji... No i jest na swój sposób opiekuńczy. Przecież mało kto zdecydowałby się mimo trudnej sytuacji finansowej wziąć sobie na głowę jeszcze niepełnosprawnego krewnego, którego nie widziało się praktycznie całe życie. A Wróbel się na to decyduje. Wścieka się, cierpi niedogodności, ale nie wyobraża sobie że można inaczej.
Fabuła zarysowana i nawet specjalnie nie możecie mi zarzucić spoilerów, bo tu nawet nie o sam ciąg wydarzeń chodzić. Cała historia pełna jest mniej lub bardziej pokręconych scenek i dialogów, które nie tworzą ciągłości, a raczej mają pokazać absurdy niewielkiego miasteczka i człowieka, który tu czuje się dobrze, nie chce żadnych zmian. Ani nie ma wielkich ambicji, ani lęków. Ani nie jest wesoły, ani smutny, bo uważa że sobie poradzi nawet gdy wszystko jest pod górkę, bo on dużo nie potrzebuje.
Mają Czesi swojego Svěráka, może i u nas Tomasz Gąssowski stworzy modę na trochę inne spojrzenie na komedię. Jakiś początek jest, choć pewnie wiele osób (ja też) zarzuci tej produkcji że trochę zamula, że się dłuży, bo dobrych wątków jest scen jest pewnie mniej niż połowa.
Zdecydowanie przykład kina autorskiego, raczej dla smakoszy, niż dla przeciętnego widza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz