sobota, 5 lutego 2022

Benedetta, czyli skandal ważniejszy niż historia

Na plakacie słowa: podnieca, prowokuje, obraża. I one wiele mówią o najnowszym dziele Paula Verhoevena (przypomnijmy - twórca choćby "Nagiego instynktu"), który moim zdaniem na siłę kreowany jest na wywołanie skandalu. Do tego fragmenty opisów, jakie producenci i dystrybutorzy dodają do tego, gdzie próbują uderzyć w tony feminizmu, odważnej walki o wpływy, kreatywności w manipulowaniu ludźmi... Nawet obrazy historyczne mają stać się próbą opowiadania o współczesnej walce kobiet o ich prawa. Nie mówię, że to źle - powstaje wiele dzieł ważnych i przekonujących, z "Benedettą" jednak wydaje mi się, że to grubymi nićmi szyte. Są w tym filmie sceny ciekawe, ale od strony psychologicznej konstrukcja tych postaci jest dość infantylna, kompletnie nieprzekonująca.
I nie chodzi o samą główną bohaterkę i jej wizje "religijne", które potem wykorzystuje ona do tego manipulować otoczeniem. Benedetta mimo tego, że inni widzą w niej kogoś wyjątkowego, jest po prostu dzieckiem, które skupione jest jedynie na sobie (dobrze to podsumowuje jej "przyjaciółka" - Ty kochasz jedynie siebie). Niestety również inne postacie są skonstruowane bez żadnej głębi, przewidywalne, a fakt iż funkcjonują jakby w oderwaniu od realiów historycznych jest gwoździem do trumny dla tej historii. Kostiumy i scenografia nie są istotne, prawdopodobieństwo również nie, chodzi jedynie by przyłożyć Kościołowi, jego przedstawicielom, by połączyć w jednej historii zarzuty takie jak tortury, walkę o władzę, chciwość, zakłamanie, ogłupianie ludzi, palenie przeciwników na stosie. A z drugiej strony postawić kobietę, która nad zasady wiary przedkłada przyjemności własnego ciała i orgazm (osiągany dodajmy przy pomocy figurki, do której wcześniej się przez lata modliła). Ech, a potem się dziwić głosom, że dla kogoś to niesmaczne, czy oburzające. Skoro robi się coś specjalnie by uzyskać taki efekt, trudno się potem obrażać. Żeby walczyć z purytanizmem, obłudą i zakłamaniem (ciało to źródło zła), można to robić w sposób inteligentny, a nie tylko łopatologiczny i chamski. Tu mam wrażenie, że za dużo kpiarstwa i satyry, bez krzty inteligencji (ach jak tęskno do Monthy Pythona gdzie można było spleść jedno i drugie).
Czy oburza wątek relacji lesbijskiej w środowisku tak zamkniętym przed światem? Raczej nie specjalnie, choć uważam, że sposób jego pokazania jest dość płyciutki. I to jest podstawowy problem jaki mam z tym filmem - nie tyle sam erotyzm, co dość nachalne jego umieszczenie w religijnej otoczce. Ani tu miejsca na refleksję, ani też wiele miejsca na zachwyt. Jak dla mnie raczej rozczarowanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz