niedziela, 28 maja 2017

Polskie kino próbuje poszukiwać, czyli Córki Dancingu i Demon





W ostatnich dniach jakoś dużo chętniej zalegałem z lekturą, kompletnie olewając pisanie na blogu, przecież jednak zarzucić tego nie warto. Po tylu notkach, po tylu latach? Może będzie więc krótko, ale za to szykuje się przynajmniej jedna ciekawa lektura do opisania w najbliższych dniach. 
A dziś kontynuacja dwupaków z filmem polskim. 
Rzadko kiedy u nas krytycy i widzowie zgadzają się w ocenach - ludzie lubią rzeczy proste, a znawcy kina ich nie cierpią, stąd może sytuacje, że coś jest chwalone w prasie, a ma znikomą oglądalność (i na odwrót). Twórcy też chyba mają z tym kłopot, bo muszą starać się przypodobać albo jednym, albo drugim. I dziś dwa przykłady tego, że coś może być totalnie olane przez widzów, choć zasługuje na uwagę.
Twórcy "Córek dancingu" i "Demona" stwierdzili chyba, że wolą zrobić coś oryginalnego, coś swojego, niż starać się przypodobać widzowi. W efekcie mamy filmy, które są interesujące, choć nie bez wad - za granicą pewnie by je ciut dopracowano i miałyby szansę na sukces, bo wartość artystyczna rzadko tam wygrywa z komercyjnym potencjałem (wykładający kasę już o to zadbają)




Oba filmy balansują gdzieś gatunkowo i fabułą wokół kina grozy, choć w zupełnie inny sposób. Niestety w obu też, trochę ten pazur zatraca się w innych wątkach, w zawiłościach scenariusza.
"Córki dancingu" mają przecież swój wątek kryminalny, ale wychodząc z kina raczej o nim się nie myśli. Dwie młodziutkie syreny wyciągnięte z Wisły postrzegamy raczej jako ofiary, a nie sprawczynie zbrodni. Ofiary nie tylko biznesu, gdy cwaniacy pokazują je na scenie, by uatrakcyjnić koncerty, ale również emocjonalnej niedojrzałości, naiwności. Ludzie wokół nich są cyniczni, udają przyjaźń, ale tak naprawdę każdy myśli o sobie.
W głowie zostają głównie sceny z występów, ciekawe wykorzystanie klimatów lat 80, kiczu i atmosfery imprez, na które można było przepuścić całą kasę (skoro w sklepach niewiele, to i na co zbierać?). Zarówno Srebrna (Marta Mazurek), Złota (Michalina Olszańska), jak i dotychczasowa wokalistka kapeli (Kinga Preis) tworzą świetne, choć bardzo specyficzne show. To się pamięta - muzykę i sceny z koncertów. Tyle, że to nie miał być jedynie teledysk. Reszta jest niestety zbiorem mało powiązanych ze sobą scen, mniej lub bardziej sensownych. Szkoda, bo gdyby popracować nad dialogami i scenariuszem, ten film mógłby poprzez pomysł i ciekawy klimat zostać zauważony nie tylko u nas.
Na plus oprócz muzyki, obie młodziutkie (i odważne) aktorki i ciekawa rola Kingi Preis.




"Demon" Marcina Wrony zyskał niesamowitą aurę, bo przecież śmierć samobójcza reżysera, związana z festiwalem, na którym film miał być pokazywany, aż kusi, by jakoś dorabiać do tego legendę.
No tak - demon...

W filmie przecież mamy wątek opętania, tajemnicę...
I warto powiedzieć, że jak dotąd niewiele chyba polskich produkcji w tak świetny sposób zahaczało o takie klimaty rodem z horrorów. Atmosfera grozy, niepokoju, jaką udało się uzyskać, jest naprawdę świetna. Dodajmy, prawie bez jakichś większych efektów - wystarczył pomysł i dobre zdjęcia. 
Tyle, że tak naprawdę, ten film w pewnym momencie zmienia trochę perspektywę, nie jest już opowieścią o indywidualnej obsesji, prowadzącej do obłędu, ale staje się oskarżeniem naszego społeczeństwa. Wraca wątek żydowski, mordowania i okradania przez Polaków, który ma wisieć nad nami przez kolejne pokolenia, bo dzieci przecież przejmują winy swoich dziadków. Te wszystkie przerysowane postacie, polskie wesele, nasze narodowe przywary - to już było i zastanawiam się czy było akurat to potrzebne. Wątki komediowe, groteskowe osłabiają pazur w tym filmie, sprawiają, że gubimy w nim tempo. Nie czepiam się aktorstwa, jednak coś mi tu trochę zgrzyta. Świetny na pewno jest Itay Tiran, grający głównego bohatera, dzięki niemu wierzymy w to szaleństwo, wszystko jest bardzo wiarygodne. No i zdjęcia! Podobało mi się niedopowiedzenia w finale, ale mam wrażenie, że potencjał jaki tkwił w tym pomyśle, nie do końca został wykorzystany. 
Z tych dwóch filmów stawiałbym jednak właśnie na "Demona".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz