niedziela, 7 maja 2017

Nienawistna ósemka, czyli nie pytaj tylko strzelaj

 Odświeżam sobie "Miasteczko Twin Peaks", zapycham dekoder do granic możliwości, ale jeszcze co nieco wpycham na niego innych rzeczy. Takich, które jakoś ominąłem w kinach, mając dziesiątki innych rzeczy na głowie. Z różnych wydarzeń, spotkań, premier, zapisanych i ciekawych tytułów, udaje się skorzystać może z 20%... A resztę trzeba szukać potem już np. na małym ekranie albo żałować jeżeli to wystawa lub teatr (jak np. wystawa japońskich drzeworytów). Najłatwiej z filmami. I upolowałem wreszcie najnowszą produkcję Tarantino. Django bardzo lubię, ale Nienawistna ósemka (mimo świetnej obsady) mnie niestety trochę rozczarowała.


Może ze względu na statyczność, nawet teatralność tej historii - ponad trzy godziny filmu i prawie wszystko w jednym pomieszczeniu, a po mniej więcej dwóch godzinach wiesz już prawie wszystko. Żeby tu jeszcze jakoś dialogi porywały, ale oprócz paru pomysłów, Tarantino jedzie raczej na rozwiązaniach, które raczej opierają się na potokach posoki, a nie słów. Osiem osób. Zima. I prawie każdy pod bronią, podejrzewając innych, że coś ukrywają. No to się nie może skończyć dobrze.
Spaghetti western, w którym mamy jedną kobietę (Jennifer Jason Leigh - ale rola!), łowcę głów, który wiezie ją na szubienicę (Kurt Russell), drugiego wolnego strzelca, tym razem czarnoskórego (świetny jak zwykle Samuel L. Jackson), weterana z armii konfederatów, szeryfa, dżentelmena (Tim Roth) i jeszcze parę postaci. Same podejrzane typki zamknięte w jednym pomieszczeniu. Z tego może mógłby wyjść kryminał w stylu Agathy Christie - odgadnij kto jest naprawdę kim i jakie ma zamiary, ale przecież to nie u tego reżysera. O ileż ciekawiej jest wybić połowę jeszcze przed połową filmu, a potem bawić się dopiero w ujawnianie tajemnic.
No co zrobię. Rozczarowany trochę jestem. Kilka scen uwielbiam (choćby próby prowokowania generała), ale wiele jest dość przewidywalnych. Flaki i krew u Tarantino już nie robią wrażenia.

Dziwna to produkcja. Muzyka Ennio Morricone (a gdzie te cudowne i urozmaicone soundtracki z poprzednich filmów?) i te surowe, piękne scenerie zimowe. Potem trochę humoru, te dziwne podchody i wyczuwanie się wzajemne. No i wreszcie jatka bez opamiętania.


6 komentarzy:

  1. Muszę się z Tobą zgodzić. Ten Tarantino raczej nie porywa, a to dziwne, bo przecież właśnie do tego nas przyzwyczaił. Tekstów do zapamiętania niewiele, scen-majstersztyków również, a i do bohaterów można się doczepić (choćby do kata, który zdaje się być postacią napisaną dla Christopha Waltza). Mam nadzieję, że następnemu filmowi bliżej będzie do "Bękartów wojny", niż do "Nienawistnej ósemki".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oby. Tarantino na pewno nie powiedział ostatniego słowa :)

      Usuń
  2. Z filmów tego reżysera największy sentyment mam do dwuczęściowego "Kill Billa", ale np. "Django" czy "Bękarty wojny" również dobrze wspominam. "Nienawistnej ósemki" jeszcze nie widziałam, choć jakiś czas temu zakupiłam na DVD. Nie miałam jednak kiedy przysiąść do tak długiego filmu, by obejrzeć za jednym zamachem całość. Opinie, jakie do mnie dotarły, były różne - od dość chłodnych po entuzjastyczne. Będę musiała w końcu samodzielnie się przekonać, lecz nawet w razie rozczarowania nie powinnam rozpaczać, bo nabyłam go w korzystnej cenie (10 zł bez grosza), a wydanie ładne - książeczkowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poprzednie stoją na półce, to może i ten gdzieś zdobędę na płycie, na razie jedynie tv. Ale za taką cenę bym się nie zastanawiał :)

      Usuń
    2. Ja swój egzemplarz kupiłam w Biedronce, lecz już jakiś czas temu, przy okazji jednej z poprzednich promocji (bodajże w marcu tego roku). Teraz znowu wyrzucili tam filmy, ale tego akurat nie ma na liście tytułów ze strony sklepu. Czasami można upolować również pozycje spoza podanego w sieci wykazu, choć tym razem chyba wszystko jest od Filmostrady (większość po 9,99 zł, droższe tylko pojedyncze produkcje). Całkiem jednak możliwe, że "Nienawistną ósemkę" wyrzucą ponownie w innym terminie - dystrybutorem jest Monolith, o ile mnie pamięć nie myli. Zauważyłam, że w Biedronkach regularnie pojawiają się filmy zarówno od Monolithu, jak i Filmostrady. Wśród bieżącego rzutu tytułów też są m.in. takie, które już były przy wcześniejszych promocjach.

      Usuń