niedziela, 25 września 2016

Melodia dalej brzmi - Marry Higgins Clark, czyli oddajcie moje pieniądze

Chyba trochę rozsmakowałem się w kryminałach i coraz częściej staję się wybredny. Pewnie w zależności od gustu, pewne elementy np. obyczajowe mogą stać się fajnym urozmaiceniem, ale to chyba jednak nie dla mnie. To takie bardziej "babskie" pisanie, gdzie zagadka kryminalna niby jest, ale raczej w tle, a zamiast napięcia i strachu o życie, mamy raczej zastanawianie się nad tym czy związek ma szansę, czy to odpowiedni facet/kobieta itp. Czyta się lekko, ale prawdę mówiąc niewiele w tym "pazura". Czy to jeszcze kryminał? Przecież opowieść, w której występuje utalentowana projektantka wnętrz, jej asystentka, syn faceta, który ukradł 5 mld dolarów, paparazzi i Nowy Jork w tle, jako żywo przypomina powieści Steel, czy Robins. A jakieś tam detale kryminalno-sensacyjne są tu jedynie tłem. Nawet zagadka dość łatwa do odgadnięcia. Ot lektura do pociągu (jeżeli nic innego nie mamy) i do zostawienia dla następnych podróżnych.

Nawet zbrodnię u Mary Higgins Clark popełnia się z prozaicznych powodów. Zamiast psychopatów i tajemniczych, tajnych organizacji, pragnących zawładnąć światem, u tej autorki znajdziemy zwyczajne ludzkie przywary: zazdrość, chciwość, nienawiść. „Melodia dalej brzmi” nawiązuje ona do kryzysu finansowego w USA i sytuacji ludzi, którzy w ciągu kilku dni tracili oszczędności swojego życia. Czy można dziwić się ich rozżaleniu, depresji, czy też wściekłości wobec tych, którzy ich okradli. Gdy przychodzili ze swoimi pieniędzmi, byli witani z otwartymi ramionami, obiecywano im duże zyski i nieodległe w czasie spełnienie ich największych marzeń. A potem? Okazuje się, że można jedynie pluć sobie w brodę i liczyć, że policja i sądy odzyskają choć część ich funduszy. 

Facet zniknął, odnaleziono jedynie pustą łódź, więc można podejrzewać wypadek i śmierć. Ale gdzie jest 5 mld dolarów z konta? Czy wszystko było sfingowane? I kto mu mógł pomagać? 
Ot i cała zagadka, choć trzeba przyznać, że nawet wątek uczuciowy czyta się tu całkiem przyjemnie. Czytadło bez przemocy, konieczności kombinowania nad zawiłościami fabuły - może ktoś takie lubi?

5 komentarzy:

  1. Ja kiedys nawet lubilam (glownie wlasnie do pociagu, jako ksiazke "awaryjna", czyli czytana jak juz wszystkie ciekawe pochlone) - ale juz dawno nie lubie i nie siegam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, nie dam rady czytać tak zwanych "kobiecych kryminałów", nie wiem, czy to styl, czy język, bo przecież fabuła czasem ok...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem warto sobie coś takiego lekkiego zafundować dla odmiany. Lackberg nie jest zła, ale jakoś Higgins Clark wydała mi się zbyt amerykańska i zbyt prosta

      Usuń
  3. Ha, to ja mam połączenie psychologizowania i "męskiego" kryminału :)
    Dwóch autorów - Hjorth i Rosenfeldt, cykl zaczyna się od "Ciemnych sekretów", kończę właśnie drugą część. Absolutnie cudownie irytujący, wredny i bezduszny główny bohater (a właściwie anty-bohater ;) ), który jest psychologiem - profilerem policyjnym plus zgrabnie podana akcja. W miarę lekkie, ale nie cukierkowe, naprawdę fajne, a mnie mało który kryminał wciąga.

    OdpowiedzUsuń