
Keanu Reeves już od dawna stracił w moich oczach, grając w coraz bardziej żenujących produkcjach (to trochę jak Nicolas Cage), ale za to kino nawiązujące do samurajów bardzo lubię. I nie przeszkadza mi, że ostatnimi czasy coraz mniej w nim realizmu, perfekcji walk, a coraz więcej efektów specjalnych. To bardziej w tej chwili bajki, legendy, mieszające elementy historii z mocami ponadnaturalnymi i chociaż wydaje nam się to zabawne, w tamtej kulturze wszystko pasuje jak najbardziej. Tylko co w tych bajkach robią aktorzy zza Oceanu? No dobra, nie marudzę. Bo trzeba przyznać, mimo iż Reeves pasuje mi tu jak pięść do nosa, jakoś sobie radzi, a najważniejsze jest i tak widowisko, a nie ocena umiejętności aktorskich.Film powstał na podstawie legendy o roninach, którzy mszczą się za śmierć swojego pana, wiedząc, że i tak zostaną skazani za to co robią i tak podejmują ryzyko, bo nie chcą żyć bez honoru. I tyle Wam powinno wystarczyć jako streszczenie akcji, bo dzieje się sporo, ale przecież nie będę Wam odbierał przyjemności odkrywania samemu różnych scen. Dzieje się. Trochę walk, całkiem niezłych efektów, w miarę spójna opowieść z odrobiną magii i przede wszystkim widowiskowość, plastyczność tego co widzimy. Dopracowane to jest naprawdę fantastycznie i aż trochę żal, że nie wykłada się podobnej kasy co na filmy rozrywkowe, przy produkcjach czegoś poważniejszego, by efekt był podobny.
Romans, fantasy, przygoda i walka w imię sprawiedliwości. Może i trochę kiczowate, ale jako rozrywka sprawdza się nawet dobrze. Klimatu samurajskiego tu raczej nie zaznamy (chyba, że w postaci jednego z głównych bohaterów), to raczej kostiumy i dekoracje atrakcyjne dla Amerykanów. Ale skoro Japończycy nie kręcą tego typu filmów, to jak się nie ma co się lubi...
*************
Idę na łatwiznę i z lenistwa dziś zamiast notki jedynie zapowiedź tego co w następnych dniach. Ale również zaproszenie do obiecanej notki, którą wreszcie udało się skończyć - proszę Państwa "Małe stłuczki" to strasznie dziwna rzecz.
Dziękuję i dobranoc.
Albo nie. Bo to dopiero początek porządków na blogu - na razie zaktualizowałem spisy rzeczy obejrzanych, przeczytanych i znów wyszło na jaw, że są miejsca puste, po zakończonych konkursach, więc spodziewajcie się znowu notek filmowych. I znów będzie teatr (Multikino gra w czwartek Sen nocy letniej), może jakaś krótka relacja z Targów Książki. Tego ostatniego nie obiecuję, bo będę w biegu - rano w niedzielę już muszę być w drodze do Krakowa, a przecież trzeba jakoś się ogarnąć w domu, bo rodzina nie daruje jak będę wciąż fruwał.
Z powodu nawału pracy na kompie i wyjazdów różnorakich notki pewnie będą się ukazywać późno w nocy. Wybaczcie. Ale póki co nie rezygnuję z systematyczności. Co w najbliższych dniach?
Tu na miejscu tych wypocin, pojawi się 47 Roninów galopujących w poszukiwaniu zemsty, mam nadzieję, że ich działania nie spowodują kolejnej Rzeźni nr 5. Na ich drodze pewnie stanie 12 małp i Wściekłe psy, zapowiada się więc niezła jatka. Takie rzeczy najlepiej umiał by pokazać Hitchcock, znowu więc będzie o jego trzech fabułach, a skoro będzie słynny Brytyjczyk to i o Londynie NW pewnie napiszę. W międzyczasie pewnie coś muzycznego, ale nie za ostro, żadnego no future! tym razem, ale za to będzie Głuchowski i FUTU.RE. Może uda się odwiedzić też Kalifornię, Nebraskę i Chinatown?
Hmmm. Jak przeglądam szkice wciąż mam dylemat co do kolejności, ale niech dzisiejsza zapowiedź mnie zdyscyplinuje, by akurat tych notek nie odkładać na później. No i na dobranoc coś muzycznego. To może jeszcze zaproszę za kilka dni jakąś Party girl na bloga? W końcu premiera już w ten piątek, a Francja gości nie tylko na Targach książki, ale i w kinach w ramach przeglądu kina z tego kraju.
Dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz