środa, 25 marca 2015

Wiosna filmów, czyli ponownie namawiam do kina bardziej oryginalnego: Gloria i Złota klatka

Wiem, wiem, pisałem już o tym festiwalu, ale co ja na to poradzę, że nie mogę się go doczekać? Dziś poznałem kolejne tytuły, które będą pokazywane w ramach różnych sekcji tematycznych i naprawdę będzie to uczta dla kinomaniaków. No powiedzcie sami. Gdzie można za 7 złotych w ciągu kilku dni przebierać w najciekawszych obrazach z całego świata? Wiele z nich zostanie pokazanych premierowo, a znając nasze kanały dystrybucji, wiele potem przemknie przez kina studyjne albo zobaczymy je po długim czasie od premiery. Zaglądajcie na stronkę Wiosna filmów i na ich kanał na FB, niedługo pełen program festiwalu. 

Będę pewnie pisał o różnych tytułach, które w ramach tych 10 dni uda się upolować, ale póki co - dwa tytuły, które bardzo pasują do formuły Wiosny Filmów i właśnie takie jak lubię. Do myślenia. Nie banalne. Głos z krajów, z których rzadko mamy okazję filmy oglądać. Tym razem to Chile - "Gloria" i Meksyk (koprodukcja z Hiszpanią i Gwatemalą) - "Złota klatka". 


"Gloria" to film, który już dwa lata temu był nagradzany na Festiwalu w Berlinie, a dopiero od miesiąca jest na naszych ekranach. 
Nawet trudno mi określić jednoznacznie jego nastrój, gatunek. Niby dramat, ale nie pozbawiony wątków komediowych. Niby gorzki i mało optymistyczny, ale z drugiej strony tak wypełniony jakąś energią, siłami witalnymi, że ze świecą szukać drugiego takiego. Zwłaszcza, że historia nie dotyczy młodych ludzi, ani nawet w "wieku produkcyjnym", ale emerytów, którzy jak by się mogło wydawać najlepsze mają już za sobą. Gloria - 58 letnia bohaterka filmu (brawurowa rola Pauliny Garcia) nie zgadza się jednak na taki stan. Mimo, że odchowała dzieci, jest po rozwodzie i mogłaby się cieszyć święty spokojem, ona wciąż chce żyć pełnią, wcale nie mniej niż dużo od niej młodsi, chce próbować tego wszystkiego czego wcześniej nie było jej dane. 
gloria01Klub nocny, dyskoteka, romans, popalanie trawki? A czemu by nie? Choćby świat dawał wyraźnie do zrozumienia, że jej miejsce ludzie widzą w domu, ona nie ma zamiaru dać się zamknąć w czterech ścianach. Nawet chorobie nie ma zamiaru się poddać. Jej chęć życia jest nie gasnąca i mimo zranień, wciąż wstaje i wychodzi z domu, nie dając się depresji, marazmowi.    
Jest w tym dość kameralnym filmie nie tylko szczerość, ale i jakaś fantastyczna, desperacka i zaraźliwa miłość do życia, do tego by go kosztować póki sił starczy. Hollywood ostatnio też produkuje obrazy o tym iż miłość i szczęście nie znają granicy wieku, ale tam jednak jest jakoś tak słodko i z happy endem, a tu świetnie rozumiemy bohaterkę, bo wiemy ile ją kosztuje to, by wciąż budzić w sobie nadzieję i radość. 


"Złota klatka" - praktycznie dopiero od kilku dni w kinach, to para dokumentalna opowieść o losie imigrantów z Ameryki Południowej i Środkowej, którzy marzą o tym by dostać się do "raju". Stany Zjednoczone jawią się wszystkim biednym jak istna kraina szczęśliwości, więc potrafią sprzedać cały swój majątek, zapożyczyć się i zrobić wszystko, byle tylko zyskać szansę na przekroczenie tej granicy między ich światem, a tym "lepszym".
Diego Quemada-Diez, który zdaje się debiutuje tym filmem, wcześniej był operatorem m.in. u Loacha, nic więc dziwnego, że historia nie tylko ma spory ciężar emocjonalny, ale jest wręcz oskarżeniem rzuconym wszystkim tym, którzy zamykają swoje granice, nie chcą widzieć u siebie imigrantów. Wrażliwość społeczne i atak na bezduszny świat bogaczy. Kapitalizm i egoistyczny dobrobyt zbudowany na wyzysku (stara śpiewka wszystkich lewicowców) to winowajcy wszelkich krzywd w stopniu nawet większym niż lewicowe rządy, które dały "równość", czyli biedę milionom ludzi.

SONY DSCTen film krzyczy do bogatych Amerykanów: zobaczcie ile oni muszą oni znieść po drodze, a potem wy i tak ich łapiecie i wysyłacie z powrotem. Krzyczy też do nas, bo jest niczym wyrzut sumienia. I rzeczywiście trudno pozostać obojętnym na to co widzimy. Choć dłużyzn jest tu sporo, wszystkie "przystanki" jakie spotykają czwórkę nastolatków marzących o dotarciu do Stanów z Gwatemali to naprawdę walka o życie. Nasze "300 mil do nieba" opowiadające podobną historię to naprawdę pikuś w porównaniu z tymi obrazami.
Niewiele słów, sporo ładnych zdjęć (w końcu reżyser był operatorem) i jak dla mnie trochę zbyt dużo patosu. Aż dziwne, że wrzuceni w tak łopatologiczny i emocjonalny scenariusz, młodzi aktorzy są cholernie naturalni. To oni ratują tę opowieść i dzięki nim wierzymy, że blisko tej historii do dokumentu, że wszystko to się mogło wydarzyć naprawdę i dzieje się tysiącom takich jak oni rocznie. Jak się domyślacie, cel, tak wymarzony i osiągnięty wielkim kosztem, też okazuje się dość brutalnie płaski. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz