Wieczór z dwoma nowymi produkcjami filmowymi (i to krajowymi!), ale notki za czas jakiś, a dziś gościnnie Iza. O książce sporo już słyszałem i sam niedługo też się za nią zabieram.
****
Cześć!
Z tej strony Iza. Parę słów o mnie: Miłośnik inicjatyw lokalnych, slow
life, planszówek i książek. Z wykształcenia ekonomistka. Interesuję się
ekonomią współdzielenia i przedsiębiorczością. Uczę się chcieć mniej
wymagając od Życia więcej. Gdy dostałam od Roberta propozycję przeczytania "Rzeczozmęczenie - jak żyć pełniej posiadając mniej" James'a Wallman'a aż podskoczyłam z radości! Do tej pory wiedzy na temat " slow life " - jak żyć lepiej, więcej, niekoniecznie otaczając się przedmiotami czerpałam z blogów, artykułów w prasie i własnych doświadczeń.
Po euforii przyszła niepewność - książek motywacyjnych przeczytałam od groma, byłam na wielu spotkaniach czy szkoleniach motywacyjnych. Zaczęłam się zastanawiać czy ta książka czymś mnie zaskoczy. Obawiałam się również sposobu w jakim autor się wypowiada - często książki motywacyjne oprócz krzykliwej okładki i chwytliwych haseł reklamowych z tyłu i zapewnieniach New York Times'a że to "tytuł roku" niestety nic nowego nie wnosi.
Nie byłam
przekonana czy przypadkiem nie jest to " tylko" kolejna książka o
minimalizmie, który jest teraz "modny". W księgarniach przeglądałam
takie książki. Dużo ładnych fotografii, dobry papier, stosunkowo mało
stron.
Ta książka stron ma 400,
zdjęć,rysunków, wykresów zero. Zaczęłam się zastanawiać o czym można
tyle pisać. Zaczęłam szukać informacji kim jest autor. Wallman jest
dziennikarzem, futurologiem i specjalistą od prognozowania trendów.
Brzmi ciekawie, ale czy za tym pójdzie sens treści?
A tu zupełne zaskoczenie!
Spodziewałam
się poradnika, gotowych recept jak przestać gromadzić mniej.
Oczekiwałam tkliwych rozmyślań autora opartych na jego własnych
doświadczeniach. Nie! To nie jest książka tego typu! Dla antymiłośników
literatury motywacyjnej ta pozycja jest naprawdę godna uwagi.
Autor
docieka dlaczego tak obsesyjnie zaczęliśmy się otaczać przedmiotami -
pod kontem psychologicznym, socjologicznym jak i ekonomicznym. Szukając
przyczyn przytacza wyniki badań demografów, psychologów a nawet
ekologów.
Bardzo ale to bardzo podoba mi
się to naukowe podejście to tematu. Dane historyczne, statystyczne i
liczbowe potwierdzają zmianę trendów.
W
książce znajdziemy również wiele ciekawostek. Czy wiecie może jak
powstały słynne korporacyjne " boxy" w których pracują"korposzczury"?
Znacie historię pierwszej reklamy? Macie pojęcie, że powstały buty,
które w 100% ulegają biodegradacji, w wyniku której wyrasta roślina?
Wszystkie
tezy, które stawia autor prowadzą w ostatnich rozdziałach do
eksperientalizmu, który według autora po części zastępuje wszech
panujący materializm.
Według tezy autora
dawniej o statusie materialnym świadczyły gromadzące przez nas
przedmioty. Na Facebooku udostępniamy zdjęcia z podróży, posiłków czy
relacji z koncertów. Nie pokazujemy, że kupiliśmy nowy fotel, krzesło
czy suszarkę do włosów. Eksperientalizm podany na tacy. Ale czy to jest
faktycznie słuszne? Do czego prowadzi? O tym też autor wspomina.
Nie
spodziewałam się, że autor wspomni również o tym, co się stanie z
gospodarką jak przestaniemy kupować. Wallman poruszył równiez kwestię
ekonomii współdzielenia, która dla eksperientalistów jest genialna. Po
co mamy kupować auto, jak można je wypożyczyć kiedy potrzebujemy?
Chcemy pograć w paintball - po co od razu kupować cały osprzęt!
Na
końcu książki autor przytacza gotowe recepty jak zacząć ograniczać
rzeczy ( które zostały zastosowane w praktyce przez rodziny o których
Wallman wspomina w książce), która jest swego rodzaju kapsułą wiedzy na
temat eksperientalizmu.
Jest to świetna pozycja dla osób:
-
które czują rzeczozmęczenie - czyli dla mnie. Po tej lekturze
utwierdziłam się w przekonaniu, że droga którą już jakiś czas temu
obrałam jest słuszna
- które uważają minimalistów za osoby niespełna rozumu - dowody naukowe przekonują naprawdę!
- które interesują się minimalizmem, slow life, ekonomią i socjologią !
Gorąco polecam tę lekturę!
Izabela Idzikowska
Mam ją na celowniku, ciekawie się zapowiada!
OdpowiedzUsuńTeż od dawna wychodzę z założenia, że rzeczy ze sobą do grobu nie wezmę. Przyznam, że trochę mi w tym pomógł fakt, że od lat wynajmuję małe pokoiki i po prostu nie mam miejsca na rzeczy :). Ale generalnie jest to dobre, nie być obładowanym stosem przedmiotów, które przykuwają człowieka do jednego miejsca :)
OdpowiedzUsuńAno im więcej miejsca, to z czasem człowiek obrasta w pewne rzeczy. Gorzej, że nawet gdy już mu niepotrzebne, nie potrafi się z nimi rozstać
Usuń