środa, 11 stycznia 2017

Po prostu przyjaźń, czyli znowu dałem się nabrać

Co prawda myślami wciąż jestem przy spektaklu Teatru Przebudzeni "Szafa", ale obiecywałem kolejną nowość filmową i chyba o niej przyjdzie mi łatwiej napisać niż o tym co dziś przeżyłem - za dużo myśli kotłuje się w głowie. Może w piątek?
A dziś o kolejnym "przeboju" naszej kinematografii. I znowu dałem się nabrać. To już nawet nie o to chodzi, że wciąż podkreśla się na plakatach, że to kolejny film twórców Listów do M, ale usłyszałem, że to film zabawny, ciepły, wzruszający i w ogóle fenomenalny obraz o przyjaźni. I nabrałem ochoty go zobaczyć.

No więc tak.


Jeżeli usłyszycie takie rzeczy w telewizji śniadaniowej pewnej telewizji, to spokojnie możecie sobie darować 90% pochwał, bo to jedna wielka ściema - skoro film jest koprodukcją tej stacji, reżyseruje facet, który robi im seriale, a grają m.in. aktorzy, którzy w tych serialach grają, to po prostu prowadzący program muszą go chwalić, bo nie mają wyjścia. Ile osób się na to nabiera?

Idźmy dalej.

Ponieważ film jak powiedziałem reżyseruje spec od opowieści serialowych na antenie konkretnej stacji, to niestety jego kinowe dzieło jest niczym więcej jak skróconym serialem. Te same chwyty, tyle, że wszystko następuje po sobie szybciej i czasem traci się przez to wątek (bo dziury się panie robią). W dodatku ta stacja telewizyjna (nie tylko ona, ale ona w tym przoduje), ma wkurzającą tendencję, by opowiadać o ludziach, którzy żyją w jakimś odrealnionym świecie: mieszkają samotnie w najlepszych apartamentach w Warszawie, rozbijają się świetnymi wozami, nawet jeżeli zarabiają grosze, a jak wyjadą gdzieś w Polskę (albo nawet pójdą na spacer), to gwarantuję Wam, że zostaną sfilmowani na tle jakiejś cudownej nowiutkiej inwestycji (np. mostu, wieżowca itp.), od której aż się robi ciepło na sercu, bo od razu myślisz z dumą: tak oto wygląda cały kraj, a nie tam żadna ruina. To dobre na kilka razy, ale jak oglądasz to samo po raz 100 to Cię krew zalewa i myślisz, że jednak ktoś cię robi w balona, bo ty ani nikt z twoich znajomych tak nie żyje. Masz ochotę oglądać film, a nie w połowie teledysk z ładnymi obrazkami. I do cholery: scenariusze i dialogi do filmów fabularnych też pisze się inaczej niż do seriali.

To tak słowem wstępu, choć są tego dalsze konsekwencje, ale o nich na koniec.

Mam opowiadać fabułę? Może odpuśćmy to sobie, bo niestety rewelacji nie ma. Jak mówiłem: twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, kleją film z kilku wątków, z których każdy miał opowiadać o przyjaźni. Co prawda zamiast niej, widzimy raczej bandę egoistów, z których prawie każdy myśli tylko o sobie, ale tak widać dziś rozumie się przyjaźń. Nawet trudne przeżycia nie zawsze nas nauczą tego co jest najważniejsze i o co trzeba dbać. Zazdrość. Kłamstwa. Brak zrozumienia. Źle odebrane intencje. Tak niewiele trzeba, żeby wszystko zniszczyć. Jedne wątki bardziej komediowe (guziki!), inne romansowe, jeszcze inne dramatyczne. Chwilami bywa lżej, ale raczej nie nazwał bym tego filmu komedią. No chyba, że idziemy w stronę Czechów, o których kiedyś Mariusz Szczygieł pisał, że u nich wszystko trzeba nazwać komedią i podkreślać, że jest śmiesznie, bo inaczej nikt nie przyjdzie. Brak w tym jakiejś większej oryginalności, praktycznie żaden z wątków nie wzbudza dużych emocji, całość jest może i sympatyczna, tylko ten sam poziom satysfakcji osiągniemy pewnie przy każdym jednym serialowym tasiemcu (o ile to lubimy). Aktorsko też bez rewelacji. Wiadomo, że trzeba zatrudnić twarze znane z telewizji - ludzie to lubią, ale przecież oni muszą mieć co zagrać! Gdybym miał kogoś wyróżnić to z panów najlepiej wypada chyba Bartłomiej Topa, a z pań (ciekawszych od panów): żywiołowa Aleksandra Domańska.

I na koniec jeszcze jedno zgrzytnięcie zębów ode mnie. Może komuś to nie przeszkadza - w sumie w takiej konwencji wszystkie chwyty dozwolone, byle było ładnie. Ale naprawdę mnie szlag trafia, jeżeli nie tylko robi się z ludzi balona (wciskając np. kit, że do Zakopanego z Warszawy jedzie się przez jakieś piękne mosty wiszące albo lasami przez Otwock Wielki, pokazując, że w górskim schronisku podejmie cię obsługa w strojach regionalnych itp.), ale i kłamie się, nie zastanawiając nad konsekwencjami (ktoś naprawdę może pomyśleć, że na szlaku w Tatrach można rozbić sobie namioty i tak biwakować albo po wdrapaniu się na Nosal rozsypać prochy zmarłego przyjaciela). Proponuję, że gdy znajdą się tacy idioci, cześć kary przerzucić na twórców filmu "Po prostu przyjaźń".

Podenerwowałem się przy pisaniu i tyle mojego. Bo sam seans jeszcze dało się znieść. Zabrakło jednak w tym oryginalności i życia. Przeboju niestety nie będzie - to jeden z filmów, gdzie całość tego co najlepsze można sprowadzić do kilkunastu scen w zwiastunie.


11 komentarzy:

  1. "Po linii najmniejszego oporu", a nie "po najmniejszej linii oporu" :) A filmu nie widziałem, więc się nie wypowiem. Kom-romy omijam z daleka (z wyjątkiem dwóch, w tym jednego szekspirowskiego), a polskie to już w ogóle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słusznie. Muszę przestać pisać po nocach, bo widzę, że mózg już nie pracuje

      Usuń
  2. Omijam z daleka polskie komedie romantyczne. :-) A prochy powinni pozwolić rozsypywać w ogrodzie,nad morzem, na Nosalu i gdzie kto chce.
    Do Zakopca przez Otwock? I przez San Escobar! :-DDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż, co do prochów prawo rzeczywiście jest zbyt restrykcyjne, ale też nie byłbym za rozsypywaniem ich w parkach narodowych. A co do polskich komedii, czasem coś się trafi sensowniejszego

      Usuń
  3. Udanego kolejnego roku i dzięki za wpisy w ubiegłym! Dużo materiałów na kolejne notki i miłego życia pozagr, ekhm pozablogowego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję! To nawet ciekawe, czy gdybym teraz rzucił pisanie na blogu, dalej tak intensywnie korzystałbym z wydarzeń kulturalnych... Chyba tak. To jak nałóg, ale fakt, że blog mnie do tego mocno nakręcił

      Usuń
  4. Polskie kino to ja wybieram tylko wtedy, kiedy jestem w stu procentach pewny jakości czytając opinie innych "samobójców" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. patrz, a ja kurde po kilku doświadczeniach z ostatnich lat już nabrałem nadziei, że idzie ku lepszemu

      Usuń
  5. Ja się dziwię, że jeszcze nie nauczyłeś się niesłuchać propagandy twórców. ;)
    A zakaz rozsypywania prochów jest bez sensu. Chciałbym by moje prochy po śmierci zostały rozsypane, nawet jeśli to nielegalne. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zakaz jest dziwny, ale rzeczywiście w pewne miejsca bym raczej nie chciał (rzeki?). Choć to przecież ilość, która nie powinna mieć wpływu na przyrodę. Najbardziej podoba mi się projekt przygotowania na prochach sadzonek drzew.
      A co do wyboru filmów. Czasem to po prostu ciekawość - jestem dogadany z kinem, że mogę wpadać za darmo i coś wybierać, a że po pracy godziny są określone, nie zawsze mam duży wybór :)

      Usuń
  6. Dziękuję. Akurat chciałam obejrzeć ten film :) Dobrze, że wcześniej trafiłam tutaj :)

    OdpowiedzUsuń