niedziela, 1 stycznia 2017

O postanowieniach noworocznych słów kilka, czyli m.in. o książkach po angielsku ze słownikiem

Siódmy rok Notatnika Kulturalnego rozpoczęty! I Nowy Rok przywitany kulturalnie, bo z żoną w kinie na La La Land (notka jutro). Można więc rzec, że jestem pełen zapału, pomysłów i otwarty na nowe doświadczenia. 1 stycznia, zwykle tacy jesteśmy, dużo sobie obiecujemy, robimy postawienia, plany, chcemy coś zmieniać... A potem przychodzi codzienność, jakiś kryzys i rzucamy wszystko w diabły.
Czego nam potrzeba by takie postanowienia miały sens? Na pewno wytrwałości. Choć wiele osób mówi, że warto mieć cel dalekosiężny, do którego się dąży, ja należę do tych, którzy wolą myśleć o perspektywie krótkiej - dziś się udało i mam postanowienie, że jutro zrobię wszystko, aby się też powiodło. A jak się zdarzy potknięcie, to bez histerii, nadrabiamy np. podwójną dawkę ćwiczeń. Nie ze wszystkim mi się udaje (z ćwiczeniami za żadne skarby, ale za to blog żyje 365 dni w roku), ale gdy już wpada w łapki dodatkowa pomoc, to i motywacja rośnie. Mam więc kolejne postanowienie: wezmę się końcu na serio za angielski.
Całkiem niedawno dostałem do zapoznania się trzy lektury wydawnictwa Ze słownikiem, trochę już nad nimi siedziałem i chciałbym je Wam trochę przybliżyć, bo pomysł wydaje się bardzo dobry.
Na rynku mamy całkiem sporo różnych pozycji, czasem nawet wydawanych z jednoczesnym tekstem po polsku na sąsiedniej stronie, ale to trochę rozleniwia i ma jeszcze jedną sporą wadę. Niestety (i nie rozumiem dlaczego) spora ich ilość to niepełny tekst powieści, jakieś skróty, uwspółcześnienia. A my przecież nie tylko chcemy czytać w oryginale, ale również czytać konkretny tekst, a nie cokolwiek, prawda? Pozycje wydawane przez Ze słownikiem na tym tle się wyróżniają - to nie tylko oryginalny tekst, ale jego czytania nie zaburza ciągła chęć porównywania tego z tłumaczeniem. Słownik zamieszczony obok zawiera tylko wybrane, co trudniejsze słowa (choć jest również na końcu książki słownik dużo bardziej rozbudowany), wchodzimy więc w żywy tekst, musimy się trochę wgryźć. Czy to jest trudne?


Ano to zależy od naszych umiejętności, obycia z angielskim. Wydawnictwo przygotowało jednak pozycje na różny poziom znajomości języka, warto więc stopniować sobie lektury (żeby się nie zniechęcić), choć na pewno warto stawiać sobie wyzwania, jednak iść ten stopień wyżej niż dotąd. No i ze słownikiem, okazuje się, że to wcale nie jest tak trudne, jakby się to mogło komuś wydawać. Zresztą spróbujcie sami - tu macie kilka przykładowych fragmentów.  
Zobacz przykładowy rozdział książki po angielsku "The Wonderful Wizard of Oz"
Zobacz przykładowy rozdział książki po angielsku "The Adventures of Sherlock Holmes"

Spytacie po co? To nie jest jakaś fanaberia, choć może rzeczywiście ktoś uczy się języka jedynie po to, by czytać klasykę w oryginale. Chodzi raczej o kontakt z żywym językiem, rozbudowanym, z jego całą stylizacją, rozbudowanymi porównaniami, opisami, kontekstem, których na próżno raczej szukać w podręcznikach. Możecie się więc spodziewać raz na jakiś czas wpisów z moich zmagań językowych, czyli nie tylko recenzji kolejnych tytułów, ale i przemyśleń na temat tego jak się go czytało w oryginale.
Na razie mam kilka klasycznych tekstów - Dr. Dolittle, który będę podsuwał też swoich córom, rozpoczętego Wellsa i Mary Schelley. Ale już zacieram ręce na myśl o tym, że wydawnictwo zamierza sięgnąć też po tekstu bardziej współczesne. Dla mnie to taka dodatkowa motywacja, by nieustannie angielski szlifować, szukać okazji do kontaktu, a nie ulegać lenistwu, że skoro dziś nie jest mi potrzebny...

5 komentarzy:

  1. Dla mnie te książki to świetny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam wersje drukowana Holmesa, a także 1 tom Gra o tron w oryginale na Kindle.
    Ale jest próblem ;) Zniechęciłem się do nauki bo szkoda mi zaśmiecać głowy wyrazem "halabarda" czy "mieszczka". Ale wiem że to lenistwo :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! ja z powodu takich archaizmów lub zabaw językowych obawiam się trochę niektórych tytułów np. Alicji w krainie czarów, tu jednak tłumacze wkładając swoją inwencję, talent, dokonali kapitalnej pracy i obawiam się, że moje nieudolne próby klecenia tekstu przetłumaczonego nigdy jej nie do dorówna

      Usuń
  3. Gratulacje i powodzenia. Wytrwałości. :)
    Co do uwspółcześnień - nie ma w tym nic dziwnego. Wszystko się uwspółcześnia, w wielu krajach. ;) Mam do przeczytania uwspółcześniony kryminał z końca XIX w. Jestem ciekaw tego jak wyszło. Nie wszyscy dadzą radę przeczytać stary tekst. Przecież nawet Tolkien przełożył na nowo Beowulfa.
    Ja wciąż planuję przeczytać Mistrza i Małgorzatę w oryginale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. och, to i moje marzenie. Ale na razie poza zasięgiem. Za to nowe tłumaczenie już czeka na górze stosu

      Usuń