Śmiesznie popatrzeć na wielkie nazwiska w obsadzie tego filmu Andrzeja Wajdy - Komeda, Cybulski, Skolimowski, Trzaskowski... W roku 1960 każdy z nich dopiero pewnie marzył o karierze - to młode chłopaki, lubiące jazz, wygłupy, dziewczyny. I pewnie trochę dlatego też znaleźli się na planie - znajomy zawołał znajomego i oto w kameralnym obrazie nawet na drugim planie można wypatrzeć kogoś znanego.
Większość filmu to dialogi między Bazylim i Pelagią - dwójką ludzi, którzy poznali się przypadkiem i poczuli, że coś ich do siebie ciągnie. Dziwna gra, pełne ironii i zabawnych przekomarzań dialogi, jedna noc i te kilka godzin spędzonych razem. Ile o sobie się dowiedzą, na ile się otworzą. Czy potrafią zdjąć maski...Czuje się między nimi chemię, ale jest ona daleka od zwykłego fizycznego pożądania - to raczej zdziwienie, że oto udało się spotkać kogoś, kto mnie zaskakuje, kto mnie zainteresował, z kim chcę spędzić więcej niż jedną noc. Łomnicki kompletnie niepodobny do obrazu jaki z nim kojarzymy, a partneruje mu nie mniej interesująca Krystyna Stypułkowska. Cynizm, prowokowanie, skrywanie prawdziwych emocji - dla tych postaci całe życie jest udawaniem, sposobem na przetrwanie. Co mogłoby mu nadać sens?


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz