niedziela, 15 maja 2016

Jarocin. Po co wolność, czyli ile zostało z buntu

Jeszcze w uszach mi szumi po wczorajszym koncercie. Dzieci pojechały same i dostały się w ramach Nocy Muzeów do fabryki Wedla (grunt to samozaparcie), a rodzice w tym czasie robili sobie wspominki. Bo mimo, że nie jeździliśmy do Jarocina w latach 80, to jednak ta muzyka, to miejsce i wszystko co co tam się rodziło, jakoś na nas wpływało. I dziś wciąż słuchamy tych samych zespołów, a na hasło Jarocin, jakoś robi się cieplej na serduchu. Zanim Owsiak rzucił swoje róbta co chceta, to właśnie tamto miasteczko gromadziło ludzi, dla których muzyka i bycie z ludźmi podobnymi do siebie, była najważniejsza. Nie wygłup, nie alkohol, tak jak często to dziś się dzieje w przypadku małolatów jeżdżących na Woodstock. I o tym też trochę było wczoraj.


Po pierwsze film. Kolejny dokument o Jarocinie, bazujący na archiwaliach, ale wykorzystujący też nowe zdjęcia i wywiady z ludźmi, którzy tam jeździli na samym początku. To pytanie o legendę tego miejsca, o to czemu ludzie tam jeździli, czego szukali i co się zmieniło po roku 1989. Spodziewałem się trochę więcej muzyki punkowej, ale w sumie może nawet dobrze, że twórcy postawili na różnorodność (nawet słynny koncert Republiki się załapał). Na pewno ciekawa produkcja, choć nie wiem na ile czytelna dla młodszego widza. Jeżeli chcecie go obejrzeć, w Warszawie pokaz jeszcze jutro, a resztę pewnie będą ogłaszać gdzieś na profilu

Po drugie spotkanie z kilkoma bohaterami, występującymi w filmie - Paweł "Guma" Gumola z Moskwy, Darek Malejonek, Tomasz Budzyński i Robert Matera z Dezertera, a na sali ludzi, dla których podobnie jak dla nas, dawny Jarocin to pewnego rodzaju symbol, legenda. Ile kapel wtedy powstało - jednego roku człowiek jechał jako słuchacz, następnego wracał już z zespołem. 
I znowu mnóstwo wspomnień, anegdot, śmiechu - zestarzeliśmy się wszyscy, może jesteśmy bardziej cyniczni, ale gdzieś chyba to doświadczenie smaku wolności, tego, że nie trzeba pod sztampę, nie trzeba w wyścigu szczurów, wszystkich nas jakoś zmieniło. A dziś? Najciekawsze refleksje dotyczyły właśnie tego: czym dla młodego człowieka dziś jest muzyka, koncerty, słuchanie tekstów - bo na pewno nie tym samym co 25 lat temu. Mając dużo większe możliwości, wydawałoby się nieograniczone, młodzi ludzie wcale nie czują się jakoś bardziej szczęśliwi, bardziej wolni.

Po trzecie koncert. Totalne szaleństwo gdy na sali przeważają ludzie po 40, a ruszają w pogo razem z małolatami, dla których jedyne doświadczenie Jarocina, to te festiwale komercyjne z gwiazdami po roku 2005. Moskwa zaprosiła do koncertu wszystkich obecnych na debacie i prawie bez prób zagrali najbardziej znane kawałki: Armii, Dezertera, Maleo (trochę odstawał od reszty bo to nie tylko reggae, ale i nowsze numery), a potem swoje. Po prostu czad. Intensywna dawka znajomych dźwięków, tekstów, wspomnień, przeżywana na nowo. I jeszcze ta wyjątkowa atmosfera, gdy widzisz te uśmiechnięte, spocone twarze ludzi, którzy dziś już rzadko szaleją tak bardzo na koncertach.
Trzy razy świetny wieczór. Może i trochę "kombatancki", ale dużo w tym prawdy - że dziś już nowe rzeczy nie budzą tak wielkich emocji jak tamte kapele, koncerty i teksty. 

2 komentarze:

  1. Ciekawa jestem jaki kiedyś był Jarocin, bo dzisiaj to tragedia, mieszkam tu 5 lat i się nie mogę przyzwyczaić....

    OdpowiedzUsuń