piątek, 15 sierpnia 2014

The Following, czyli kogo fascynuje zbrodnia

Kanał telewizyjny Fox pamiętam, że przez wiele miesięcy był niczym nałóg - taka dawka sensacji, w zestawieniu z tym co proponują nam nasze krajowe programy, kilka lat temu to było wielkie wow! Potem przyglądałem się jak te same seriale wchodzą do nas po roku pod hasłem "premiera" i trzeba czekać tydzień na kolejny odcinek. Wiem, wiem wyśmiejecie mnie, bo powiecie mi: od czego internet, ale ja po prostu lubię oglądać seriale na większym ekranie i w większym komforcie.
Przyznam, że teraz coraz rzadziej sięgam po ten kanał - po prostu większość rzeczy wydaje się jakaś wtórna. Jak się człowiek naogląda sporo, to potem staje się wybredny. No dobra - jak polubi bohaterów, to zerka od czasu do czasu (np. Kości), ale już bez tej przyjemności i emocji.
O Following mówiło się bardzo dużo, gdy więc zaczynali emisję drugiego sezonu, dałem się skusić. Ale wiecie co?
     

Jakoś to wszystko nie ma klimatu. Może miał go pierwszy sezon, ale nawet chyba nie mam ochoty sięgać po niego, skoro w drugim zabawa się zaczyna od nowa. Takie zabili go i uciekł. Chodziło bowiem o historię seryjnego mordercy Joe'ego Carrolla, byłego wykładowcę literatury, który zbiegł z celi śmierci, a ściga go m.in. pracujący dla FBI emerytowany agent Ryan Hardy. Starcie dwóch osobowości, które doprowadziło do mocnego finału, a tu w drugim sezonie zabawa zaczyna się od nowa. Że niby rozsiane po całym świecie grupy wyznawców psychopaty, kontynuują jego działalność i chcą by do nich powrócił z ukrycia.
Szczerze? James Purefoy jakoś mnie nie przekonuje jako wcielenie zła, sekta naśladowców raczej śmieszy niż przeraża, a  Kevin Bacon, który zachowuje się tak jakby sam był świrem. Że niby prywatna wendetta usprawiedliwia dźganie nożem i strzelanie do wszystkiego co się rusza? I uchodzi mu to na sucho? Ja rozumiem chęć rozruszania akcji i stworzenia jakiegoś napięcia, ale nie w ten sposób drodzy twórcy, trzeba zachować trochę rozsądku i umiaru, choć ramy realizmu. Zwroty akcji muszą być logiczne.
Krew i chwyty jak z "Krzyku" to pomysł na jeden, dwa odcinki, ale dalej robi się już po prostu kino klasy B.
Nie o wszystkich serialach robię sobie notki, do niektórych być może jeszcze wrócę za jakiś czas, ale ten, choć bardzo głośny, wzbudza raczej znudzenie niż ciekawość.

 ************************

Można sobie planować napisanie czegoś, ale gdy dzień dla rodziny i znajomych, to plany sobie można schować w kieszeń. Robię więc jedynie miejsce na notkę w przyszłości - pewnie filmową, ale jednocześnie pragnę Was zaprosić do wakacyjnego konkursu. Dziewięć książek do wyboru. Obok macie trzy okładki tytułów, które w tej chwili cieszą się największą popularnością, ale to przecież nie koniec.
Jutro wyjeżdżam na odkładany długo urlop. Krótko, bo krótko, ale ważne że jest. A w drodze nad morze, cały dzień i noc w Toruniu, może pod Bydgoszczą zajrzymy na rekonstrukcję historyczną. Czas pokaże. 
Tyle, że najbliższe możliwe logowanie przewiduję najwcześniej jutro wieczorem, a może nawet w niedzielę. Przedłużam więc czas na zgłoszenie - miał być do jutra do południa. Niech będzie powiedzmy do 21. A jak tylko będę w zasięgu sieci i miał chwilę podam kto i co wylosował. I dorzucę kolejne tytuły do koszyka. 
Zatem do zobaczyska.   

1 komentarz:

  1. No masz! Pewnie za późno ale dopiero dotarłam z wojaży i obiema rękami głosuję za "Papugą Flauberta"! :)

    OdpowiedzUsuń