Dziś i jutro notki filmowe, a potem biorę się wreszcie za zaległości książkowe, bo wreszcie i tam utworzy się kolejka - ciężko pisać o wrażeniach jak minie kilka tygodni. Korzystam więc z różnych dziur na blogu, by włożyć tam notki o rzeczach, które widziałem lub czytałem już dawno. Dziś np. pojawiły się dwa filmy - jeden bardzo stary klasyk, a drugi w miarę świeży, nagradzany, ale mało znany - zerknijcie sami:Ostatni zachód słońca
Rzeka ocalenia
A dziś klasyka pełna gębą. Każdy kinomaniak powinien go znać, a jest wielu takich, co widzieli go więcej niż raz. Bo też nie jest to jakaś głupawa komedia romantyczna, jakich obecnie kręci się mnóstwo. "Śniadanie..." ma w sobie jakiś dziwny urok, magię, której dzisiejszym obrazom po prostu brakuje. Mimo zmiany zakończenia opowiadania Capote'go na bardziej szczęśliwe, wybaczam i kupuję film prawie bez zarzutów. Zresztą Audrey Hepburn wiele można wybaczyć, prawda? Nawet słodkawą melodyjkę, która wpada w ucho i potem na długie dni ciągnie się za nami :)
Zważywszy na to, że produkcja ta powstała w roku 1961 zaskoczyła mnie w niej spora odwaga obyczajowa. Nie chodzi mi nawet o śmiałe sceny, ale humor (sporo scen komediowych np. impreza) i same życiorysy głównych bohaterów. Oboje przecież zarabiają na utrzymanie, na realizację swych marzeń swoją młodością, urodą i nie ukrywajmy tego, również ciałem. Dla Trumana Capote ciekawe było zarysowanie pewnych portretów psychologicznych: młodych, poszukujących, trochę zagubionych, ale z determinacją, przebojowością korzystających z tego co im proponuje świat. W filmie zostało tego może nie aż tak wiele, ale przecież życiorysów nie zmieniono.
Paul wydaje się poważniejszy, trochę odarty już ze złudzeń, ale wciąż ma w sobie wiele wrażliwości i ciepła, które szczerze potrafi ofiarować komuś innemu, niekoniecznie domagając się za to pieniędzy. Gdy zamieszka w tej samej kamienicy co Holly, dość szybko wpadnie mu ona w oko. Ich tajemnice, sekrety zamiast oddalić, zbliżą ich do siebie.
Zabawne, ale przede wszystkim pełne uroku. No i Nowy Jork w tle :) Nieodmiennie będzie mi się kojarzył właśnie z muzyką z tego filmu.

Trochę się zawiodłam na filmie, jeżeli chodzi o zmianę fabuły.
OdpowiedzUsuńFilm mi się podoba bardzo chyba dzięki Audrey'ce. Książka to jednak inna bajka, tym bardziej, że nawet czas akcji został zmieniony.
a ja muszę do książki wrócić, porównać sobie to na świeżo
Usuń"Śniadanie i T." musze w końcu obejrzeć a i ten drugi film chętnie zobacze :)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się film, nawet bardziej niż książka :)
OdpowiedzUsuń