wtorek, 26 sierpnia 2014

Autostopem przez życie - Przemysław Skokowski, czyli czy to aż takie proste?


To była jedna z pierwszych refleksji przy lekturze tej książki. Czy to aż takie proste? Gdy autor (dużo młodszy ode mnie) pisze o przygotowaniach do wyprawy, zbieraniu kasy i potem o podróżowaniu autostopem, wydaje się to przecież wszystko takie banalne. Nie trzeba mieć grubej kasy by podróżować, choć na pewno trzeba mieć trochę odwagi i zamiłowania do ryzyka, jeżeli wyrusza się bez tego w świat. Pasję Pan Przemysław na pewno w sobie ma i to właśnie jej owocem jest ta książka, a wcześniej blog poświęcony jego podróżom. Pisze nie tylko relacje z podróży, ale i próbuje zebrać pewne wskazówki dla innych, zarazić ich zamiłowaniem do wędrówki. Bierzesz plecak i idziesz na najbliższą wylotówkę. Jak by wynikało z tej książki, rzadko kiedy czeka się dłużej niż kilkanaście minut :) Podróżowaliście kiedyś w ten sposób? Ja co najwyżej zabierałem innych na stopa, ale sam jakoś nigdy się nie przełamałem. Szacun dla Skokowskiego należy się jednak przede wszystkim nie za samą odwagę podróżowania samotnie(!), ale rozmach tego w jaki sposób to robi. 
 

26000 kilometrów? To musi robić wrażenie. Ponad 3 miesiące nocowania pod namiotem, albo w najtańszych motelach, a jako środek transportu jedynie własne nogi i podwózki? Przyznajcie sami, że to wariacki pomysł. Wystarczy popatrzeć na mapę, aby podziw jeszcze bardziej wzrósł. Z Gdańska przez Rosję, Kazachstan, Kirgistan, Chiny, Laos, Tajlandię, aż do Birmy.
Książkę czyta się fajnie i mimo wpadania chwilami trochę w monotonię (kolejne środki transportu, kolejne noclegi i kilometry pokonywane w drodze do celu) nudno raczej nie jest. To nawet nie kwestia tylko i wyłącznie barwnie opisanych różnych przygód z trasy, ale lekkiego stylu i tego, że nie zatrzymujemy się na dłużej w jednym miejscu, na jednym temacie. Wciąż w trasie. To wada i zaleta zarazem. Nie tylko w czytaniu, ale jak sobie o tym myślę, to również w samym podróżowaniu. Niejednokrotnie autor pokonywał po kilkaset kilometrów na dobę, zwiedzał w biegu, albo wcale, a bywały dni gdy zmęczenie albo los zmuszały go do postoju w średnio ciekawym miejscu. Cóż - co kto lubi. 
Na pewno muszę jednak w jednym z autorem się zgodzić. To nawet nie miejsca, ich piękno czy historia, w podróżowaniu są największą wartości, ale ludzie których na drodze spotykamy. A taki sposób podróżowania na pewno sprzyja różnym ciekawym spotkaniom. To one chyba stanowiły najciekawsze fragmenty książki. Obojętnie czy to bogaty biznesmen, czy biedny napotkany po drodze, czy dobrze mówi po angielsku, czy też nie - to taki fantastyczny moment spotkania, który zapamiętuje się najbardziej. Życzliwość, chęć niesienia pomocy, bezinteresowność, ciekawe historie życia...
Skokowski przy okazji swej podróży miał też do zrealizowania ciekawy projekt "Postcards from Europe", dlatego na swej trasie poszukiwał miejsc gdzie mógł spotkać się z dzieciakami z trudnych środowisk. Jak mu to wyszło? A tego możecie dowiedzieć się już z lektury.

Książka długo czekała w kolejce, ale gdy ją łyknąłem, od razu zacząłem szukać na półkach czegoś podobnego, aby dalej pobyć w takich klimatach. Spora dawka nie tylko podróżowania, miejsc, ludzi, potrwa, ale przede wszystkim pozytywnej energii. A to wciąga i zaraża :)

7 komentarzy:

  1. Też lubię takie książki :). Z ostatnio przeczytanych mogę polecić tą: http://www.zakamarek2013.blogspot.com/2014/06/do-ciepych-krajow.html O takiej wyprawie rowerem przez Afrykę. Zupełnie nie monotonna ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tego nie znałem. Będę miał na uwadze. Sam sięgnąłem teraz po Samsarę Michniewicza, ale z wcześniej przeczytanych polecam gorąco Tam gdzie nie ma CocaColi Mińkowskiego

      Usuń
  2. Uwielbiam tego Pana! Polecam również jego bloga, można się wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć i odkryć w sobie miłość do autostopu i przygody :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, fajnie :). Część autorów po napisaniu książki kasuje większość zawartości bloga (w sensie, że pewnie zawartość bloga staje się po pewnych przeróbkach książką i by się nie sprzedawała, jakby za darmo można było to samo lub podobne na blogu przeczytać).

      Usuń
    2. na bloga będę zerkał. No i chyba przez tyle notek nikomu by się nie chciało przebijać, bloga się czyta fajnie na bieżąco... I tu na pewno to bardziej rozbudowane. Jednego tylko żałuję: w moim egzemplarzu do recenzji nie było fotek :(

      Usuń
  3. Polecam N. Bouviera i C.Thubrona. Wspaniale się ich czyta. Ale ostrzegam, to zupełnie inna liga i po kilku ich książkach, boleśnie uświadomisz sobie, jak żenująco niski jest poziom wielu podróżniczych "dzieł". (Żeby było jasne, w żaden sposób "nie piję" do tej książki, bo nie czytałam jej jeszcze. Czytałam za to wiele innych z działu "wyszedłem z domu i ruszyłem w świat".)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sprawdzę, lubię od czasu do czasu takie lektury. Czasem trudno postawić obok siebie np. Cejrowskiego, Fiedlera czy Terziani. Każdy pisze trochę inaczej.

      Usuń