poniedziałek, 20 lutego 2012

Włoskie szpilki - Magdalena Tulli czyli szarzy ludzie w szarym kraju

Cienka książeczka, a wrażeń i różnych refleksji niczym po wielkim tomiszczu. Lektura, która i smakuje i drażni jednocześnie. Napisane świetnym językiem, barwnie, pomysłowo o sprawach nie ukrywajmy niełatwych, bo dotyczy to trudnej przeszłości, bolesnych wydarzeń. Mamy i holocaust, i życie w rzeczywistości polski powojennej i wydarzenia roku 1968. Czuje się, że sporo tu wątków autobiograficznych, a jeżeli się mylę to tym bardziej chapeau bas ode mnie za stworzenie czegoś stwarzającego wrażenie bardzo osobistego.
Kilka krótkich opowiadań, bardzo luźno ze sobą powiązanych (pochodzenie rodziców, wszystkie pisane są z punktu widzenia dziecka). Całość niewiele ponad 100 stron, a przyjemność ogromna.    
Magdalena Tulli opisuje m.in. chłód i zamknięcie się emocjonalne matki, doświadczenie wyobcowania dziecka, które jest odrzucane w szkole jako "inne" (m.in. z powodu ojca obcokrajowca), zmagania z dwujęzycznością, wychowywaniem w dwóch kręgach kulturowych, życie  z kims bliskim dotkniętym chorobą alzheimera... Ale temat, który wraca kilkukrotnie w różnych opowiadaniach to doświadczenie traumy, które przenosi się z pokolenia na pokolenie. Matka, która przeżyła holocaust przez całe życie jest tą tragedią w pewien sposób naznaczona. Ta trauma w pewien sposób dotyka też córkę - już inaczje patrzy ona zarówno na przeszłość, ale i na teraźniejszość. W podświadomości już na zawsze zakorzeniony została - przeniesiony w genach - lęk, poczucie inności, straty, trudność w dostosowaniu się do beztroski innych...
Obojętnie czy Tulli pisze o życiu w szarej Polsce w czasach stalinizmu, czy snuje bardziej ogólne refleksje na temat kondycji ludzkiej - nieodmiennie zachwycała mnie trafność tych różnych fragmentów. Tak proste, a jednocześnie ileż w tym sensu.
Nie zrozumiałby tego, co u nas oględnie nazywano rzeczywistością i w czym uczestnictwo było obowiązkowe. Żył sprawami, jakimi żyła tamta połowa Europy - własnym romansem, śledzeniem sytuacji politycznej i falowania giełd. Tego nasza połowa Europy zazdrościła tamtej w milczeniu. Ale na głos pytaliśmy z drwiną, co oni tam wiedzą o prawdziwym życiu. Bylismy pewni, że tylko u nas, gdzie nie ma nadziei, życie jest prawdziwe. O beznadziei wiedzieliśmy wszystko.... Oni też nas trochę lekceważyli, przekonani, że  życie jest prawdziwe tylko na wolności.

Jak wiadomo z podręczników f\izyki, żadna forma energii nie znika bez śladu, co najwyżej zmienia formę, czasami po drodze przewracając to i owo. Energia przemocy przekształciła się w bładzącą bez celu i kierunku energię cierpienia, żalu i nienawiści. I w tej właśnie postaci przechodzi na własność następnych pokoleń, czy tego pragną, czy nie. Można jej nawet użyć, ale zakres zastosowań wydaje się ograniczony. Na przykład można ją zamienić w siłę - zamiast w pracę, jak sugerowałby program nauczania fizyki. Nikt nie jest jej panem. To ona, energia żalu i nienawiści, pamięć poniżenia, bierze nas w obroty i nie wiemy już sami za kogo mamy się uważać. Wiemy tylko, że jestesmy na minusie. I tak już zostanie, jesli nie liczyć najbardziej rozżalonych, którzy ruszą odebrać innym to, co im odebrano.
    
Co ważne - nie ma tu jakiego wielkiego sentymentalizmu, kłucia w oczy jakąś tragedią. Ale może dzięki temu jeszcze bardziej zapada to w pamięć.
Przeczytałem szybko, ale to lektura do której chyba będę chciał jeszcze kiedyś wrócić, aby na spokojnie sobie różne rzeczy przetrawić.
Polecam!

4 komentarze:

  1. Jak miło, że panowie również sięgają po "Włoskie szpilki".;) Jeszcze przyjemniej czytać, że się podobają.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dobre to czemu się panom ma nie podobać? Czy panowie nie znają się na dobrej literaturze ;) Czytałem już i Twoja recenzję, na deser zostawiłem sobie wywiad do którego dałaś linka. Ale ponieważ późno, nie chciałem już notki odkładać, bo pewnie bym poszedł spać i nie dał rady nic napisać. Ostatnio jakoś mi ciężko się zebrać do pisania. Sen zimowy - najchętniej bym zaległ z ksiązką albo przed ekranem i palcem kiał jedynie gdy to jest konieczne do przeczucenia strony/kanału. A tu jak na złość wyjazd służbowy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, bo niewielu panów w ogóle sięga po tę książkę, wychodząc chyba z mylnego założenia, że to tzw. lit. kobieca czyli coś pośledniejszego sortu.
      Co do samej notki - zgadzam się, nie ma w tej książce sentymentalizmu (dla mnie żadnego), ale w pamięć zapada.

      Usuń