niedziela, 28 grudnia 2014

Olive Kitteridge, czyli dość udawania


Jutro przymierzam się do kolejnego podsumowania, tym razem filmowego, więc śpieszę się jeszcze z jedną notką, tym razem serialową. Oczywiście boleję nad tym iż nie udało się napisać o wszystkim co obejrzałem w tym roku - ponad 40 tytułów czeka wciąż w kolejce na swoją notkę, ale mówi się trudno. Tego miniserialu HBO jednak nie mogło zabraknąć, bo też pojawi się on pewnie również jutro w podsumowaniach rocznych.
Ja po prostu kocham takie produkcje, gdzie aktorstwo, scenariusz są na takim poziomie, że niepotrzebne są żadne fajerwerki, kryminalne zagadki i zwroty akcji. To ludzie stanowią najpiękniejszą opowieść. Bo prawdziwą. 
Raptem cztery godziny oglądania, ale zaręczam Wam, to perełka na najwyższym poziomie!

Będę pewnie próbował dotrzeć do pierwowzoru literackiego - powieści Elisabeth Strout, nagrodzonej Pulitzerem, bo podejrzewam, że tam tych postaci i pięknych historii jest dużo więcej. Tu historia dość szybko przenosi nas w czasie - praktycznie 25 lat mija błyskawicznie i aż by się chciało poznać życie tej społeczności bliżej. W filmie oczywiście nie wszystko da się przenieść na ekran, zdaję sobie więc sprawę, że wybrano jedynie pewne wątki i mogę być wdzięczny, że zrobiono to tak zgrabnie, że tworzą kapitalną całość. Opowiadającą o tym jak to jest żyć razem, co to znaczy tęsknić, być samotnym...
Kadr z serialu
To piękna opowieść o przemijaniu, o tym jak szybko przychodzi moment gdy mamy poczucie, że życie się skończyło, a nam pozostało z niego niewiele radości. Garść wspomnień, jakieś rzeczy, które zebraliśmy przez wszystkie lata i tysiące naszych przyzwyczajeń, których trudno się pozbyć. Dobrze jeżeli są dzieci, które chcą podtrzymywać kontakty... 
Trzeba zobaczyć choćby ze względu na genialną wprost rolę Francis McDormand grającej postać tytułowej Olive Kitteridge. Mimo tego, że świetnie zagrali również partnerujący jej Richard Jenkins i Bill Murray, to ona kradnie dla siebie całą naszą uwagę. Ileż w niej zgryźliwości, jakiegoś zgorzknienia wobec wszystkich i ileż bezbrzeżnego smutku. Czarny humor przeplata się tu z takimi pokładami bezradności, samotności i depresji, że chwilami serial staje się bardzo gorzki. Ale ile w tym wszystkim prawdziwego życia. Emocji tych okazywanych na zewnątrz i tych nie mniej ważnych, głęboko skrywanych w środku.
 

2 komentarze:

  1. O! Czekałam na taką właśnie zachętę! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam dużo pozytywnych opinii na temat tego serialu, obejrzę z przyjemnością

    OdpowiedzUsuń