sobota, 13 grudnia 2014

Jaskiniowiec - Jorn Lier Horst, czyli ojciec, córka i dwa śledztwa

Kolejna notka  kryminalna (jeszcze dwa zostały do opisania w tym roku). Reklamowana hasłem "nowy Jo Nesbo", ale nawet nie zastanawiajmy się nad pomysłami wydawców i ich sposobem myślenia. Wszystko co ze Skandynawii zdaje się, że musi mieć etykietę nawiązującą do Lackberg, Nesbo lub Larssona. W zalewie różnych tytułów rzeczywiście czasem trudno się przebić, jednak ten sposób chyba nie jest najlepszy na to, by nowe nazwiska mogły się przebić. To tak jakby każdy nowy polityk startował z łatką "nowy Tusk", albo "nowy Kaczyński", a nie pod własnym. 
Nie spieram się czy to konieczne, ja tego nie lubię i tyle. Tymczasem wystarczyła wrzutka z okładką tej pozycji na naszej akcji wymiankowej, a od razu ktoś zgłosił się, żeby mu ją odłożyć, bo chce ją koniecznie.



Książka nie jest bynajmniej o żadnym jaskiniowcu, ani rozmrożonym z lodowca sprzed wieków, ani psychopacie, który żyje niczym pustelnik w grocie. To określenie z żargonu policyjnego, określające kogoś ukrywającego się przed prawem, kto przybiera tożsamość jakiegoś samotnika bez rodziny, tak aby nikt go nie rozpoznał, nie zauważył zmiany. Wiecie już więc, że właśnie "jaskiniowiec", będzie tym poszukiwanym przez policję. Tyle, że sprawa wcale przez to nie okaże się łatwiejsza. To smutne, że w dzisiejszym świecie coraz bardziej oddalamy się od siebie, nie wiemy czasem nawet zbyt dużo o sąsiadach, nie odwiedzamy się, czasem nawet rodziny nie chcą widzieć zbyt często swoich starszych krewnych. Jeżeli taki ktoś nie miał dzieci, przyjaciół to może nawet umrzeć i nikt się o tym nie dowie.
Tak właśnie zaczyna się ta powieść. Po prawie 4 miesiącach od śmierci, znaleziono ciało pewnego starszego mężczyzny - siedział w swoim fotelu przed telewizorem. Gdyby nie pracownik elektrowni, mógłby tam siedzieć jeszcze dłużej. Dziennikarka Line Wisting poruszona tą historią postanawia napisać o tym artykuł i przyjeżdża do swojego rodzinnego miasteczka, gdzie mieszkał również zmarły mężczyzna. Tymczasem jej ojciec - William Wisting, który jest bohaterem całej serii kryminałów Horsta (u nas wydano na razie chyba tylko Jaskiniowca), zajmuje się inną sprawą kryminalną, ukrywając ją nie tylko przed opinią publiczną, ale nawet i przed córką. Zbyt wiele sygnałów świadczy o tym iż ścigają wielokrotnego mordercę, który wcześniej zamordował kilkanaście kobiet w Stanach Zjednoczonych i prawdopodobnie w Norwegii kontynuował swoją działalność. Gdyby to wyszło na jaw, nie tylko wzbudzili by panikę w społeczeństwie, ale i mogli by spłoszyć mężczyznę, na którego trop wpadli. 

Tyle w zarysie o fabule. Może bohaterowie nie mają w sobie jakiegoś super oryginalnego rysu psychologicznego, ale autor dość sprawnie poradził sobie z ich poprowadzeniem, tak byśmy im cały czas kibicowali i dali się wciągnąć w sprawy, które jak się domyślacie, w którymś momencie się połączą. Większość naszej uwagi kieruje się na oba śledztwa, przypuszczenia i typowanie sprawcy, a w tym wszystkim chyba nawet dwójka głównych postaci nam ginie w tle (a szczególnie policjant). 

Naprawdę niezły kryminał, choć nie wiem czy porównywanie go do Nesbo jest potrzebne - tu nie jest tak mrocznie, ale może dzięki temu te obrazki są bardziej autentyczne, życiowe. Mała społeczność, policjanci, którzy nie byli przygotowani na tak poważną, wielką sprawę i mogą popełniać błędy, wreszcie dziennikarka, która jak się okazuje może wyciągnąć swoimi sposobami od ludzi nawet więcej niż policjanci. 
Może ze względu na tempo i specyfikę akcji bliżej tej książce do thrillera niż klasycznego kryminału, ale tak czy inaczej lektura całkiem przyjemna. No i ten trup przed telewizorem. Taaaak, chyba ten wątek totalnej samotności, życia na uboczu zapamiętam na dłużej. Przerażające to i smutne. 

4 komentarze:

  1. Ta książka nie ma kompletnie nic wspólnego z Nesbo. Za to jest świetną opowieścią o samotności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie lubię takiego porównywania autorów... ale książkę już odjakiegoś czasu mam w planach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też nie lubię takiego porównywania, tym bardziej że nawet nieświadomie czytelnik "na coś" się nastawia a potem ... różnie bywa. Niemniej książkę mam w planach , okładka mnie fascynuje po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzadko czytam kryminały, więc nie wypowiem się na temat porównań do innych autorów, ale przyznam, że "Jaskiniowca" czytało się przyjemnie i błyskawicznie. Piękny obraz tego, jak przestępcy potrafią się zaadaptować do "nowych czasów", gdzie ludzie coraz częściej żyją tylko dla samych siebie. Z drugiej strony, unikałabym prostego wniosku "lubcie się, to bandyci będą mieli trudniej", bo w ostatnich dniach, pojawiła się w wiadomościach informacja o "czarnej wdowie" z Japonii, która to miła pani wykorzystywała strach przed samotnością, by wkraść się w łaski starszych, samotnych panów i po uprzednim przejęciu majątku, wysłać ich na tamten świat.

    OdpowiedzUsuń