wtorek, 11 czerwca 2013

Zabić Irlandczyka, czyli gangster z krzyżykiem na piersi

Jak ja czasem lubię takie "mocniejsze" kino. Szczególnie gdy uda się ściągnąć do niego niezłych aktorów - pal licho wtedy sensację, pościgi, zagadki. Kino gangsterskie jest proste niczym cios w szczękę i bywa równie mocne.
Amerykanie zrobili już sporo filmów o mafii włoskiej, pojawiło się też trochę obrazów o nie mniej "familijnych" Irlandczykach. Tym razem sięgnięto do autentycznej historii Danny'ego Greena - gangstera z lat 70-tych. Życiorys ciekawy i pewnie trudno w ciągu niecałych 120 minut zmieścić wszystko to co ciekawe, aby postać była realistyczna, prawdziwa. Twórcy musieli więc trochę wybierać i upraszczać - z jednej strony widzimy porywczego cwaniaczka, który ma ciężką rękę, jest uparty niczym osioł, a potem nagle mamy uwierzyć w woltę o 180 stopni i przemianę duchową faceta (po założeniu krzyżyka). 
Nie da się ukryć - jest trochę mielizn i uproszczeń w tym scenariuszu, ale ratuje go klimat, aktorstwo i rozpędzający się pod koniec filmu konflikt z mafią włoską (stąd tytuł filmu). Facet po prostu porywa się na coś czego nikt inny się nie zdobył - zadziera z wielkimi rodzinami z Nowego Jorku, które nawet na odległość rządzą wszystkim na czym można zarobić w portowym Cleveland. Jak zarabia się w tym mieście? No nie oszukujmy się - jeżeli marzysz o dużej kasie musisz albo dawać łapówki, albo je zbierać i o swoje wlaczyć pięścią. Tak też robił nasz bohater... Potem niestety zbytnio zaufał niektórym ludziom i nagle stał się ich dłużnikiem. Honor, zemsta i chciwość, niechęć by dzielić się władzą i kasą - to i pewnie jeszcze kilka innych przyczyn legło u początku prawdziwej wojny gangów. Dość powiedzieć, że oprócz wymuszeń i porachunków "delikatniejszych" w ciągu jednego roku w mieście dokonano ponad 30 zamachów bombowych.  
Na plus: wyraziste postacie (drażnił mnie tylko dziwny narrator całej historii - policjant, który w dzieciństwie przyjaźnił się z głównym bohaterem), naprawdę sporo fajnych scen, podkręcanych jeszcze muzyką (irlandzkie motywy ludowe zawsze sprawiają, że krew w żyłach płynie szybciej), a w różnych postaciach rozpoznacie całą śmietankę znajomych z innych filmów tego typu. Jedna z lepszych produkcji tego typu w ostatnich latach. 
Jedyny minus ode mnie za odzywkę o Polakach na początku filmu...  
Jesteście ciekawi czemu Greena nazywano "człowiekiem o dziewięciu żywotach"? Zobaczcie sami.

2 komentarze:

  1. Można mówić co się chce o amerykańskim kinie, ale filmy gansgsterskie albo kumpelsko-policyjne robią rewelacyjne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, amerykańskie kino wiedzie prym w filmach sensacyjnych, a ten tylko o tym świadczy. Tymczasem zapraszam do mnie qltura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń