czwartek, 5 maja 2011

Pozdrowienia z Paryża, czyli amerykańska masakra 9

Po obejrzeniu tego filmu stwierdzam z żalem, że chyba to co dla wielu reżyserów jest humorem i akcją bardzo rozmija się z moim widzeniem tych pojęć. "Sale kinowe wybuchną śmiechem, a ekrany rozerwie eksplozja akcji". Tak oto reklamowane jest to "dzieło". A ja po 90 minutach stwierdzam, że takie żenującej papki, bez ładu i składu już dawno nie widziałem (no chyba, że w latach 90-tych na magnetowidach kino klasy B). I nie specjalnie pomagają tu znani aktorzy, no chyba, że mają tylko przyciągnąć widza, bo fabuły nie ratują.
James (Jonathan Rhys Meyers) to przeciętniak pracujący w ambasadzie amerykańskiej w Paryżu marzący o tym by zostac prawdziwym agentem. I oto los daje mu szansę - ma partnerować i opiekować się specjalnym wysłannikiem CIA Charliem Waxem, który przybywa z misją do Paryża (tu ogolony na łyso John Travolta). Wax nie uznaje żadnych zasad oprócz własnych i wszystkie problemy rozwiązuje za pomocą spluwy lub pięści.
Otrzymujemy więc festiwal łamania kości, trup ściele się gęsto, a James jest coraz bardziej zszokowany metodami wiecznie uśmiechniętego i wyluzowanego kolegi. Fabuła nie ma tu specjalnego znaczenia - po prostu jak nie można wyjaśnić logicznie nastepnego tropu (i trupów) to się dorzuca namiar przez satelitę czy coś równie fajnego z gadżetów CIA. Idą, zabijają, a na końcu dowiadujemy się, że to wszystko po to by odkryć i zniszczyć okropnych islamskich terrorystów. Pierre Morel zafundował nam nie tyle kino akcji, ale jakiś miks bijatyki i strzelaniny bez ładu i składu plus parę scen, które mogą wywołać uśmiech - może to i rozrywka, ale lepiej przy tym nie zastanawiać się nad jakimś sensem. Tym bardziej smutne, że gościu taki jak Luc Besson najwyraźniej upodobał sobie takie kino i tłucze je masowo (która to już część Taxi wchodzi?) - to on jest twórcą scenariusza i wykłada kasę.
Kiedyś rzeczy tego typu także i mnie bawiły, ale jednak w klasyce tego typu jak w np. Zabójczej broni jest jeszcze całkiem zgrabna fabuła, wszystko jakoś łączy się ze sobą, humoru jest dużo więcej i nie jest on tak monotematyczny (jakiś kompleks na punkcie wielkości czy co?) wszystko kręci się wokół spluwy - im większa tym lepiej. Zamiast robić reklamę i kombinować fabułę i tytuł powinno się kręcić tego typu rzeczy jako sequele pt. Amerykańska masakra. Co za różnica gdzie dzieje się akcja - Paryż czy Warszawa? Dzielni agenci CIA odkryją spisek wszędzie... Nawet filmowy James Bond już wydoroślał i nie jest to tak naiwne jak dawniej. Ale najwyraźniej twórcy "Pozdrowień z Paryża" uważają, że znajdzie się jeszcze na takie rzeczy publika. Może i się nie mylą, ale ja wysiadam. Dla mnie to nie jest kino sensacyjne tylko zwyczajna sieczka, bez ambicji choćby nawet na to, żeby pośmiać się z gatunku. 
John Travolta wygłupia się jak zwykle, kto go widział np. w „Metrze strachu” to wie czego sie spodziewać. Szkoda, że marnuje się w takich durnotach, a nie szuka takich perełek scenariuszowych gdzie mógłby błysnąć jak w Pulp Fiction czy w Miejskim obłędzie.
Jonathan Rhys Meyers troszkę nijaki, aha jest i mały akcent polski - narzeczoną Jamesa gra Kasia Smutniak.

a dla porównania coś co podobało mi się dużo bardziej choć pewnie podobieństwa by się znalazły: Brat

10 komentarzy:

  1. A mnie się całkiem podobał. No, ale ja w ogóle nie lubię takich filmów, to może w takim tylko wydaniu jakoś zniosłam. Bonda nie zdzierżyłam, usnęłam dwa razy i w ogóle mnie trzęsie jak widzę zdjęcia, Pulp Fiction jedynie lubię. Pozdrowienia nawet mnie ubawiły. Tylko widzisz, ja baba jestem, a mężczyźni całkiem inaczej widzą takie obrazki.
    Na Brata polowałam w sklepie internetowym, ale mi się nie udało i bezczelnie sobie ściągnęlam, więc niedługo będę oglądać. Ja w ogóle jestem powalona na punkcie rosyjskich filmów, założę się, że i ten mi się spodoba. Brygadę oczywiście znasz? Bo ja nie, to koniecznie musisz nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
  2. :) może ja za duzo oglądałem tego typu rzeczy i teraz mi się apetyt zaostrzył? więcej oczekuję. Brygady nie znam - poszukam to stare jest a może chodzi o 9 kompanię? kino rosyjskie lubię - jak możesz zobaczyć przez parę miesięcy już parę recenzji się uzbierało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasia, jak Brygadę lubisz, to niektórzy aktorzy też pojawiają się w Bumerze - przyjemny gangsta film w dwóch częściach (Mansur)

    OdpowiedzUsuń
  4. no to widze że kolejne tytuły do kajeta... do emerytury będe chyba miał co oglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej, lecę szukać tego Bumera. Dzięki za cynk. Przynadziei - nie, nie chodzi mi o 9. Kompanię a o Brygadę http://www.youtube.com/watch?v=A3ZSGxaU8xI&feature=related, zajrzyj na peb.pl tam mają wsio
    Ja oglądam też w oryginale po rosyjsku, co daje mi większe pole manewru, nie muszę mieć lektora polskiego, takie perełki wynajduję, że szok

    OdpowiedzUsuń
  6. już wiem dlaczego tego nie kajarzylem... bo to serial, a z seriali rosysjkich z ostatnich lat oglądałem chyba tylko specnaz... jakos wolę długometrażowe. seriale jedynie od przypadku do przypadku i to najcześciej fromUSA. to przynajmniej Bumera poszukam

    OdpowiedzUsuń
  7. huuuge mistake, to jest naprawdę dobry serial, wcale nie taki długi, zeby się nie dało obejrzeć, a dla mnie tak świetny, że nawet za krótki. Biezrukow świetny, reszta też. Amerykańskie, amerykańskimi, ale poza tym regionem, też potrafią zrobić coś dobrego

    OdpowiedzUsuń
  8. :) wiem, że potrafią ale do seriali dużo trudniejszy dostęp niż do filmów długometrażowych. a o polskich wolę się nie wypowiadać...

    OdpowiedzUsuń
  9. Sadzac po tresci "recenzji" wydaje sie, ze albo komletnie nie zwracales uwagi na tresc filmu(wychodzi to juz pierwszym zdaniu opisu fabuły filmu:) albo go nie zrozumiales albo po postu jestes nadetym kolesiem,ktory od filmu akcji oczekiwal glebokiego przekazu i cieplej barwy dialogow. zal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie oczekiwałem ani głębokiego przekazu ani takowych dialogów ale inteligentnej rozrywki. Za dużo wymagam?

      Usuń