niedziela, 1 maja 2011

Defilada, czyli z okazji Święta Pracy

Dla mojego pokolenia 1 maja będzie jednak nieodmiennie kojarzył się z defiladami organizowanymi przez władzę. Choć już nie byliśmy zmuszani do udziału w nich tak ostro jak pewnie nasi rodzice to jednak stanowiły pewien fragment naszej rzeczywistości. Postanowiłem z tej okazji wspomnieć o filmie, który u jednych budzi nieodmiennie śmiech, u innych zgrozę a u jeszcze innych - podobnie jak u mnie sporo refleksji. To film dokumentalny Andrzeja Fidyka z roku 1988 ukazujący Koreańską Republikę Ludowo-Demokratyczną w momencie obchodów 40-tej rocznicy jej istnienia. Władze KRLD postawiły sobie za cel zorganizować święto, które miało przyćmić swą widowiskowością organizowaną w ym samym czasie olimpiadę w Seulu (Korea Płd.). Tytułowa defilada to rzeczywiście zapierające dech (z różnych powodów) wydarzenie - to migawki z niej są osią filmu.
W film wplecione są również fragmenty reportaży dotyczących codziennego życia Koreańczyków, zdjęcia z miejsc do których wpuszczono reżysera - znana restauracja, szkoła, muzeum w domu gdzie się narodził Kim Ir Sen, obóz pionierów itd. Słyszymy wypowiedzi, które naiwnością, uwielbieniem dla wodza i bijącą w oczy propagandą strasznie nas rażą, śmieszą i zadziwiają. Ale co warto podkreślić - reżyser często w różnych scenach wcale nie tłumaczy słów swoich rozmówców, ale w ich usta wkłada teksty z koreańskich gazet, książek i broszurek. Manipulacja? A i owszem. Poza tym zabiegiem nie znajdziemy tu żadnego komentarza - przemawiać mają same obrazy - zestawienie defilady i oficjalnej propagandy jak to wspaniale żyję się w Korei Ludowej z różnymi cytatami, które trudno traktować serio (jak to wódz sam wszystko projektuje, wszędzie przekazuje swoje wskazówki bo bez niego by nic nie zrobili) - z góry więc wszystko zaczynamy traktować z ironią, dystansem jako wielkie kłamstwo.
Dzięki temu zabiegowi reżysera i manipulacji jakiej się dopuszcza otrzymujemy dzieło, obnażające totalitaryzm, ośmieszające propagandę - niby nie mówiące nic wprost, ale inteligentny widz natychmiast dostrzega, że puszcza się do niego oko i widzi fałsz i zakłamanie we wszystkim co mu się pokazuje. A że przy okazji ośmiesza też Koreańczyków? To moja pierwsza refleksja z tego filmu - jakie tak naprawdę są uczucia mieszkańców tego kraju i czy wierzą w te przekazy oficjalnej propagandy - czy ktokolwiek z nich szczerze miałby ochotę do kamery opowiadać takie bzdury? Czemu w większości krajów tzw. demoludu był wyraźny rozdźwięk pomiędzy oficjalną propagandą, a tym co się myślało i mówiło w domach. Czy w Korei naprawdę tego nie ma? Czy izolacja jest tak głęboka, że władza wychowała sobie "idealne, wdzięczne i posłuszne społeczeństwo"? 
Arcyciekawy film, dzieło do którego warto wracać po to, żeby przypominać sobie jaką twarz ma totalitaryzm, który bezczelnie śmiał sie nazywać "władzą ludu", a jest niczym innym jak kultem jednostki, a dla tych, którzy mieli być rządzącymi w tym systemie czyli robotników oferuje tylko miejsca jako trybików w wielkiej maszynie "dobrobytu i sukcesu". Ciągle spory o to czy kapitalizm nie jest gorszy od socjalizmu, może i będą się toczyć - wszak perspektywy mogą być różne, ja jednak niezależnie od wszystkiego za tamtym systemem nie tęsknię i nie ma zamiaru do niego wracać. 
film można obejrzeć chyba w całości na youtube - tutaj pierwsza część

ps. rozpoczynam piąty miesiąc bloga, pojawiają sie już pierwsze kryzysy i chwile gdy brak czasu... ale też nadal sporo frajdy, radość z każdego komentarza, spora liczba odwiedzin (ponad 5500!?). Ciągniemy więc dalej. Może pojawią sie nowe pomysły na funkcjonalność strony, więcej aktywności innych współtworzących... Dotąd słomiany zapał sprawiał, że wiele rzeczy porzucałem szukając nowych pomysłów. Tym razem chciałbym by tak nie było.

możesz zobaczyć także: Zła dobra Ameryka

2 komentarze:

  1. Tam ustrój jest straszny, a u nas (ten który pamiętamy) był smutny. Nikt, nawet Solidarność, nie chciała kapitalizmu, więc utrzymywano coś, co się rozłaziło z rękach i nie sposób było tego poskładać. Dziś materialnie jest lepiej, ale społecznie gorzej, więc trudno mi jednoznacznie oceniać tamte czasy. Zwłaszcza, że nowy ustrój stał się okazją do utraty godności dla tak dużej rzeszy ludzi, co wcześniej. Okres przełomu i lata 90. to były dosyć paskudne czasy (Mansur)

    OdpowiedzUsuń
  2. masz rację ale mimo wszystko nie tęsknię. ludzie może wtedy byli bliżej ale byli naprawdę na każdym kroku upokarzani, teraz jednak masz pewność że to co twoje, na co zapracowałeś jest twoje. Tamten system za nic miał własność, zdolności, sukces itd. A porównanie Korei i Polski? w sumie być może i u nas było podobnie (lata 50-te) u nich najwyraźniej wszystko sie zatrzymało i nastepuje dynastyczne przekazywanie władzy...

    OdpowiedzUsuń