czwartek, 28 lipca 2016

Kobiety bez wstydu, czyli po prostu ostrzegam


W ciągu ostatnich kilku dni udało się obejrzeć parę nowości kinowych, będzie więc o czym pisać na pewno. Niby sezon dość martwy, ale kilka to pokazy przedpremierowe, które dopiero za czas jakiś w kinach. A zaczynam od tego co najsłabsze. I aż wstyd, że ktokolwiek wpuszcza coś takiego do kin i oczekuje, że ludzie będą za to płacić. To jest tak żenujące, że chyba nawet poprzednie różne koszmarki krajowej produkcji, przy "Kobietach bez wstydu" to całkiem dobrze zrealizowane filmy. Ta produkcja nie tylko obraża kobiety (bo do tego chyba trochę nas filmowcy przyzwyczajają pokazując często głupie i manipulowane przez mężczyzn bohaterki), ale przede wszystkim inteligencję widza. Scenariusz, aktorstwo, reżyseria - tu wszystko jest beznadziejnie słabe. I najlepiej byłoby spuścić zasłonę milczenia, ale może jednak warto przestrzec ludzi, gdyby ktoś nie daj Boże chciał iść na ten film do kina. Odradzam i ostrzegam!
I choć podobny napis widziałem niedawno przed kinem Muranów na temat innego filmu (dobrze, że widzowie czują taką potrzebę!), to wydaje mi się, że tam chodzi o trochę inne zarzuty. Gusta są różne i może ktoś nie lubi kontrowersji. Ale niech mi nikt nie wmawia, że ktoś (ktokolwiek) na "Kobietach bez wstydu" może się dobrze bawić!


Przystojny (podobno) Piotr pracuje jako kelner w Wiedniu, jednak jego ambicje sięgają trochę wyżej. Po wpływem pewnej pani terapeutki, która "zaopiekowała" się nim po przyjęciu, postanawia więc skończyć u niej 3 dniowy (sic!) kurs psychoanalizy i wrócić do Polski, by otworzyć gabinet dla pań. Jak postanowił tak też robi. I cała ta jego terapia polega na tym, że słucha, potakuje, a potem ciągnie do łóżka, co zdaniem twórców jest bardzo zabawne i realistyczne (zapewnia mu tłum pań w różnym wieku). I tu już nie chodzi o to, że Freud przewraca się w grobie, że to prostackie dowcipy, ale to w żaden sposób nie jest nawet zabawne. Wszyscy grają jakby zupełnie na poważnie, czym jeszcze bardziej wprawiają nas w konsternację. Lesień, Dereszowska, Liszowska... No ja wiem, to nie są aktorzy, którzy by gwarantowali jakiś super poziom, ale przecież chyba czytali scenariusz i czuli jaki to badziew? Milowicz jak zwykle gra siebie. Ale też nie jest zabawny (kiedy jest?).
Zero jakieś pikanterii, zmysłowości, romantyzmu, finezji. Nie: bezczelny żigolo i kobiety, które obsypują go prezentami i ustawiają się w kolejce.

Jeżeli to miała być satyra, to chyba po prostu ktoś nie rozumie tego pojęcia. 
Poszczególne wątki aż żal omawiać, bo wszystkie są ledwie zarysowane, urwane, byle jak poprowadzone, a niektóre sceny przebijają głupotą nawet to co wyprawia kabaret yayo. Jak znajdziecie w sieci fragment z "wypędzaniem diabła" to zrozumiecie o co mi chodzi.  
ha ha ha, kobiety płacą mu po 150 złotych za "seans", bo facet ma "klej, który działa na kobiety" i potrafi "instynktownie odnaleźć punkt G". No rzeczywiście boki zrywać. Do tego jakieś ładne obrazki: tu Kraków, tu Szczecin, a widz głupi i zapłaci, bo widzi plakaty na mieście, które obiecują nie wiadomo co. Koszmar! Omijać z daleka. I mogę tylko przeprosić kino Atlantic, dzięki któremu mogłem obejrzeć ten film, ale naprawdę: puszczacie tyle innych, lepszych, że niech ten jak najszybciej zejdzie z repertuaru i zapomnijmy o nim wszyscy jak najszybciej. 

1 komentarz:

  1. Czyli jednym słowem żenada. Nawet się do niego nie przymierzam.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie na konkurs. ;)
    http://tylkomagiaslowa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń