poniedziałek, 18 lipca 2016

Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków - Mary Roach, czyli zakopać, spalić, pokroić i jeszcze inne pomysły

Kolejna książka Mary Roach na tapecie. Zaciekawił mnie fenomen jej popularności, podobnie jak np. Thorwalda. O duchach już było, to teraz temat poniekąd pokrewny, ale bliżej ciała, a nie ducha. Czyli co dzieje się z naszym ciałem po śmierci. No tak - powiecie, że jest nudno, ciało do ziemi, rozkłada się i tyle. Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz...
Ale jak się okazuje "życie po życiu" zwłok wcale nie musi być nudne.
Choćby sam proces rozkładania się. Niby o Trupiej farmie już sporo się pisało, ale to nadal dość fascynujący temat, prawda? Okazuje się, że nie tylko ludzie mają różne pomysły na to co ma się zadziać z ich ciałem po śmierci, ale bardzo często takie pomysły zgłaszają również naukowcy. Po co nauce nasze ciała i czy bez nich nie można się obyć? Na te i inne pytania odpowiada właśnie Mary Roach. Ciekawy pomysł na książkę: jakiś kontrowersyjny temat, dobre badania bibliograficzne i przeszukanie internetu, trochę rozmów na okrasę i mamy hit.
Wszyscy podkreślają niebywałe poczucie humoru autorki, a ja tam za bardzo go nie dostrzegam. Fakt, pisze na luzie, chwilami zgryźliwie, ironicznie, ale żeby od razu to miało być śmieszne... Jest ciekawe i to może wystarczy. To taka spora dawka ciekawostek i informacji z różnych obszarów: medycyny (od przeszczepów, przez uczenie studentów, aż po badania reakcji ciała w różnych sytuacjach). I przy okazji parę pytań o stronę etyczną różnych pomysłów jakie mają ludzie. Wszyscy się pewnie oburzymy na wieść o kanibalizmie (jest i taki rozdział), ale przecież na widok tego co dzieje się z ciałami (albo chociaż wyobrażając sobie ten widok podczas lektury) też przechodzą nas ciarki. Podobno to właśnie ciała zmarłych pomogły poprawić bezpieczeństwo w samochodach (poduszki powietrzne, pasy itp.), sprawdzać skuteczność kamizelek kuloodpornych, czy obuwia dla saperów. I jak twierdzą badacze: "na sucho" by się tego nie dało zrobić. No dobra. A czy rzeczywiście bliskim jest wszystko jedno co dzieje się z ciałem członka rodziny, czy można potraktować to jako sposób na to by zaoszczędzić kosztów pogrzebu, a jednocześnie przysłużyć się nauce? Głowa będzie np. służyć do treningów dla chirurgów plastycznych, korpus pojedzie samochodem, a nogi powędrują na poligon...
Wszystko jedno? Kiedyś ludzie umiejscawiali duszę w określonym miejscu ciała, wydawało się więc ono czymś godnym szacunku. A dziś? Coraz częściej myśli się tylko o tym, by pozbywając się ciał zmarłych nie naruszać dobrostanu planety - do ziemi nie, bo zanieczyszczona woda, do krematorium nie, bo zanieczyszczamy powietrze, to może by tak rozpuścić i potem na tych resztkach zasadzić drzewko? Oj dziwnie się czyta niektóre fragmenty. A może to tylko ja jestem zbytnim tradycjonalistą? Mam jednak wrażenie, że Mary Roach też teoretycznie w wielu momentach się zachwyca, a gdy zobaczy coś na własne oczy, trochę rzednie jej mina. Chwilami i nam robi się słabo.
Trochę historii i spora dawka współczesności.
Lepiej przy lekturze nic nie konsumować.
Ale warto. Może nie jest to przyjemne, ale ciekawe i napisane jest lekko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz