wtorek, 5 lipca 2016

Pożądanie, czyli goniąc marzenia (albo króliczka), tak by nie złapać

Człowiek spodziewa się kolejnego dość schematycznego romansidła, a tu spora pozytywna niespodzianka. Gdy się patrzy na bohaterów (szczególnie na niego), dalecy przecież są od wymuskanych, koniecznie młodych bohaterów, jakich zwykle się nam pokazuje na ekranie w filmach o miłości.
Sophie Marceau rzeczywiście ma w sobie coś magnetycznego i wcale nie dziwne, że może zwrócić czyjąś uwagę, ale on? Prawnik, raczej nudny, podtatusiały typ... Ale zwraca na siebie jej uwagę. Może to uśmiech, poczucie humoru, jakaś iskra, którą poczuła w rozmowie. I wystarczyło.
Oboje po krótkim spotkaniu na imprezie, nie mogą o sobie przestać myśleć. Choć przecież rozważnie nie wymieniają się telefonami, los i tak poprowadzi ich ku sobie.



Cały urok tego filmu polega na tym iż wszystko co widzimy jako zbliżenie i szał ciał między bohaterami, to jedynie ich fantazje, taka zabawa co by było gdyby... To ich szczeniackie zauroczenie, fascynacja od pierwszego spojrzenia, wciąż jest w sferze wyobrażeń. A potem wracają do rzeczywistości, w której są ciut bardziej rozsądni, odpowiedzialni, może ostrożni. Uśmiechają się do swoich marzeń i to w pewien sposób im wystarcza, bo boją się, że inaczej mogliby tylko wszystko zepsuć. Mamy więc romans bez prawdziwego romansu :)

bJest w tym jakaś lekkość, ciekawy pomysł (te zabawy montażem), który sprawia, że trudno oprzeć się temu filmowi.  Nawet brak możliwości utonięcia w ramionach jego/jej nie jest tu powodem do dramatów i rozpaczy, a przyjmowany jest z jakąś pogodą, uśmiechem, że może za późno jest, by wszystko w swoim życiu zaczynać od nowa i robić z siebie wariata. Ogląda się to trochę jak bajkę, trochę jak teledysk (wpadający w ucho natychmiast soundtrack), ale na pewno nie jest to coś oklepanego.
Jeżeli więc jakoś przegapiliście ten obraz - dopisujcie do list do nadrobienia. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz