wtorek, 15 marca 2016

Prawo krwi - Tess Gerritsen, czyli nie ufaj modom

Tyle jest głośnych nazwisk, autorów, którzy produkują książki dziesiątkami, a na każdej można znaleźć reklamę typu: bestseller (no może gdzie tam...), najpopularniejszy (nie ważne w jakiej grupie), nagradzany (???). Również łażąc po różnych forach można napotkać pełne zachwytów recenzje: uwielbiam, zbieram wszystko, kapitalne itp. No i raz na jakiś czas człowiek, zamiast ufać swojemu nosowi da się na coś skusić. Nic mnie nauczyło, że jakoś niekoniecznie podeszła mi Lackberg, ani Marklund, które niby umiejętnie łączą obyczaj z kryminałem... Jakoś wolę twórczość panów. No ale trzeba przecież raz na jakiś czas coś sprawdzić? No to biorę się Gerritsen. Kolejne nazwisko o którym się mówi - obok Kavy w tej chwili mocno u nas promowana w seriach wydawniczych w kioskach.
I chyba miałem pecha.
Mógłbym powiedzieć: basta, ale pewnie dam jej jeszcze jedną szansę, bo przecież każdemu pisarzowi zdarza się skucha. Ale to... Cholera, ani to dobra sensacja, ani kryminał. Diabli wiedzą co. Może najbliżej temu do romansu. Historyjka o tym jak córka poszukuje ojca, który zaginął w trakcie wojny w Wietnamie, jak śledzą ją i komuniści i CIA i jeszcze jacyś nasłani mordercy, sprawia wrażenie jakby to była ramota sprzed 30 lat. Wtedy mniej więcej takie rzeczy wydawano w broszurowych oprawach i można było znaleźć je np. w kioskach. Różni się to chyba jedynie tym, że tamte pisali faceci, więc musiało być więcej akcji i seksu, większość z nich nie kończyła się też happy endem. A jeżeli za takie pisanie bierze się kobieta... Oj to tylko ziewać pozostaje. Czemu nazwałem to romansem? Ano dziewczynie towarzyszy poznany niedawno tajemniczy Amerykanin - tak miło korzystać z jego pomocy i męskiego ramienia, choć nie do końca mu przecież ufa. Szkoda tylko, że ten wątek taki przewidywalny i pisany jak dla pensjonarek. 
Wcześniej ten tytuł wydano chyba jako "Nigdy nie mów żegnaj". Ale chyba za bardzo pachniał Harlequinem, a w dobie mody na kryminały na pewno lepiej sprzeda się coś z takim tytułem i okładką. Kiepściutko Pani Gerritsen. To taka lektura na trzy godzinki do pociągu, ale tylko pod warunkiem, że nie macie nic innego pod ręką i najlepiej, żeby ktoś Wam dał to za darmo (hej PKP podsuwam Wam pomysł na uatrakcyjnienie podróży!). A potem zapomnieć i to jak najszybciej, wrażenie zabić czymś mocniejszym (i niekoniecznie tylko wysokoprocentowym w płynie, ale np. jakimś Nesbo :))
Może Wy coś polecicie tej autorki, co warto przeczytać? 

6 komentarzy:

  1. Hej, polecam przeczytać książki Tess Gerritsen ale serię Rizzoli/ Isles od początku najlepiej, na jej podstawie nakręcono serial Partnerki, oprócz tego jest jeszcze seria która właśnie łączy kryminał i romans - większość z nich jest tragiczna m.in właśnie Prawo Krwi, które tylko zaczęłam czytać... Z serii Rizzoli/ Isles przeczytałam wszystkie oprócz ostatniej, którą mam na półce, ale mi trochę szkoda, bo wtedy już nie będzie co czytać tej autorki :) Ja teraz jestem na etapie czytania książek Kavy i powiem szczerze, że też podobają mi się tylko te z agentką O'Dell.

    OdpowiedzUsuń
  2. No wziąłeś się za te babskie;p Spróbuj "Dolinę umarłych". Wprawdzie jest ze środka serii ale nie powinno Ci to przeszkadzać. Moim zdaniem jedna z lepszych jej książek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak Dolina umarłych to zdecydowanie mój faworyt :)podobały mi się jeszcze - Sobowtór, Skalpel oraz Chirurg, chociaż ja jak wyżej napisałam poleciłabym przeczytanie od początku serii :)

      Usuń
    2. no to mam jasność! dzięki

      Usuń
  3. ooo i bardzo dziękuję za konkretne propozycje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja kocham thrillery medyczne tej autorki. Seria z Rizzoli i Isles jest genialna. Za to jej kryminały romantyczne nigdy mnie nie zachwyciły

    OdpowiedzUsuń