piątek, 17 lipca 2015

Everyman, czyli gdy ma się lat 40

Korzystając z przyjemnością w trakcie roku z projektu prowadzonego przez British Council i Multikino ( zaglądajcie do zakładki z wydarzeniami na ich stronach bo warto!) pokazów spektakli teatralnych, nawet nie marzyłem, że w wakacje będą go kontynuować. I nie tylko sięgają po tytuły już u nas pokazywane, ale są i pokazy premierowe, dosłownie na żywo. Frajda! Nawet jestem skłonny wybaczyć pewne niedogodności jak opóźnienie, minimalne przerwy w fonii i brak tłumaczenia (ale będą powtarzać z napisami), możemy rozsiąść się wygodnie i przy niewielkim wysiłku z naszej strony móc oglądać prawie na bieżąco to co ogląda się w Londynie. No i szlifujemy język. Is'n it?


"Everyman" to jakby współczesna wersja Opowieści Wigilijnej. Dla nas to motyw znany, choć przecież Dickens pewnie wzorował się na sztuce pod tytułem Everyman z XV wieku opowiadającej o spotkaniu przeciętnego, pojedynczego człowieka ze spersonalizowaną Śmiercią. Moralitet ten, gdyby był odgrywany w oryginalnym brzmieniu, niewiele osób by zaciekawił, więc oczywiście wszystko podane jest w sposób na wskroś nowoczesny - mamy alkohol, imprezy, kokainę, karty kredytowe, drogie garnitury... I tylko lęk przed końcem pozostał w nas taki sam jak 500 lat temu. Bo wszystko to co wydawało się ważne w naszym życiu, nagle okazuje się jakoś mało istotne, a my sami bardzo malutcy i samotni. Niby tylu przyjaciół wokół nas.
40 urodziny. Impreza. I nagle okazuje się, że masz się rozliczyć ze swojego życia. Ile było warte? Kto będzie cię dobrze wspominał i obroni na Sądzie przed Najwyższym?

Żeby nacieszyć się wszystkimi niuansami tekstu pewnie wybiorę się jeszcze raz we wrześniu, na wersję z napisami, ale bawiłem się nieźle. Spytacie zdziwieni: jak to bawiłeś? Ano tak. Bo w tej tragikomedii zadbano nie tylko o zostawienie czegoś do przemyślenia, ale zrobiono to wcale nie w jakiś nadęty, super poważny sposób. Powiedzmy tak: jest kilka fajnych fragmentów muzycznych, jest soczyście i chwilami naprawdę zabawnie. Niby śmiejemy się z pana "każdego", czyli również z samych siebie, z własnego zagonienia, egoizmu, chciwości i lęku, ale to śmiech w pewien sposób leczniczy.
W roli głównej Chiwetel Ejiofor (to ten ze "Zniewolonego") - jest naprawdę niezły! Praktycznie cały czas w centrum uwagi i twórcy dali tej postaci niezły wycisk.
Jak zwykle polecam. Za tydzień Helen Mirren jako Królowa Elżbieta II. Też idę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz