poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Marta Guzowska - Wszyscy ludzie przez cały czas, czyli kości, kłamstwa i typ niepokorny

Za dwa dni premiera trzeciej książki Marty Guzowskiej i to chyba najlepszy czas, żeby wrzucić o niej choć kilka słów. Zwłaszcza, że bardzo mi się ona wpisała w ostatni tydzień :) Akcja kolejnego "kryminału archeologicznego" tej autorki dzieje się bowiem na Krecie w Wielkim Tygodniu - rozpoczyna się w Niedzielę Palmową, a kończy już w Wielkanoc, a ja zorientowawszy się w tym, postanowiłem sobie rozłożyć jej lekturę na cały tydzień. Z kryminałami rzadko się to udaje, bo przecież kusi nas by rozwiązać zagadkę jak najszybciej, ale przecież w tym tygodniu nie ma też zbyt wiele czasu na czytanie. Udało się więc idealnie.
A zanim przejdę do kilku słów o książce "Wszyscy ludzie przez cały czas" jeszcze jedna wrzutka - może skorzystacie. Tuż po premierze, w Warszawie będzie okazja spotkać się z autorką m.in. w FDK. Zapowiada się naprawdę interesująco!


Kryminałów bowiem mamy coraz więcej i czytelnika coraz trudniej zaskoczyć. Od miejskich, po retro, od psychopatów po tajemnice z przeszłości, od prokuratorów, przez policjantów aż po dziennikarzy. Ale archeologów chyba jeszcze nie było, prawda? No to Pani Marta takowego bohatera już stworzyła. Słyszałem wiele dobrego o jej poprzednich dwóch książkach - pierwsza zdaje się, że zgarnęła nagrodę Wielkiego Kalibru, ale dla mnie to pierwsza okazja na spotkanie. 
I muszę przyznać, że jest oryginalnie, nie banalnie, ale w przypadku "Wszyscy ludzie przez cały czas" mam wątpliwość czy można to uznać za kryminał. Fakt - są trupy, są jakieś znaki zapytania i zagadki, nie tylko dotyczące przeszłości, ale i teraźniejszości. Tyle, że - przynajmniej w moim odbiorze - kryminał ma w centrum zbrodnię, zagadkę, śledztwo i jej rozwiązanie. A ta powieść ma w centrum... No właśnie nie wiadomo co. Łatwiej byłoby powiedzieć kogo. Bo w centrum jest Kreta, jej mieszkańcy, ale przede wszystkim przybysz z zewnątrz, który wydaje się kompletnie na wszystko obojętny, a może wręcz agresywny. 

Nie znając wcześniejszych powieści z przygodami Mario Ybla - cynicznego i aroganckiego naukowca, speca od antropologii, który współpracuje przy okazji wykopalisk z archeologami, przeżyłem trochę szok, że to postać tak antypatyczna, tak chaotyczna i tak mało przypominająca jakichkolwiek detektywów amatorów. Facet z niesamowitą wiedzą, jest tak mało otwarty na innych ludzi, że aż dziw, iż ktokolwiek po jednym dniu chce z nim jeszcze rozmawiać. Nie dość, że robi co chce i w nosie ma prośby innych, to jeszcze wciąż ładuje się w jakieś kłopoty. Wyobraźcie sobie połączenie dr Housa, Monka, Cejrowskiego i będziecie mieli przedsmak skali złośliwości do jakich zdolny jest bohater. Nie znając języka, budując sobie dziwne teorie na temat tego co widzi, o czym słyszy, Mario bawi się w detektywa w przedziwny sposób - najczęściej pytając wprost osoby, które podejrzewa o to czemu kłamią i dlaczego popełniły morderstwo. Fakt, że prawie cały czas chodzi pijany wcale go nie tłumaczy :)

Pewnie czytelnicy, którzy znają bohatera z poprzednich tomów, znając jego wady i zalety, będą mieli jeszcze więcej frajdy i nie będą się tak często zastanawiać nad lekkim chaosem, nielogicznością w jego postępowaniu - ja przyznam, że miałem z tym lekki problem. 
Nie odbierało mi to jednak przyjemności z lektury - po prostu skupiłem się nie tyle na tym: kto i dlaczego zabił (bo nie wysuwało mi się to na pierwszy plan), a raczej na tym: co jeszcze wymyśli główny bohater i dokąd go to zaprowadzi. Bawiły mnie jego dialogi, konfrontacje z kolejnymi postaciami i zastanawiałem się czy przypadkiem to nie on będzie kolejną ofiarą. Bo na miejscu osób, które miały z nim styczność, chyba bym się na to zdecydował. To że na wyspie, która podobno zamieszkana jest przez ludzi, dla których honor i zemsta są najważniejsze, na której wszyscy mężczyźni chodzą albo z nożem za pasem albo z karabinem (albo z jednym i drugim), Mario jednak przeżywa kilka dni bez szwanku zakrawa chyba na cud godny Wielkiego Tygodnia. 
W całym tym jego chaotycznym pobycie na Krecie jest coś fascynującego - to nie słoneczne plaże, ekskluzywne hotele i wspaniałe zabytki, a szarość, zimno, niepokój i niedostępność dla obcych. Poczucie obcowania z jakąś mroczną tajemnicą towarzyszy nam prawie do samego końca. 

Detali nie mam zamiaru Wam zdradzać. Kto szuka trochę innych klimatów w kryminałach będzie usatysfakcjonowany. Przecież nie tylko Skandynawia może być dobrym miejscem na miejsce klimatycznych powieści, prawda? W Grecji jak się okazuje też może być zimno, mrocznie i strasznie.

8 komentarzy:

  1. Już mam na oku tę książkę, intuicja mi podpowiedziała, że będzie warto:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasugerowałam się Waszą recenzją, i jeszcze kilkoma innymi, i jestem już po lekturze - świetny kryminał, trzyma w napięciu, a głównego bohatera Mario nie da się nie kochać!

    OdpowiedzUsuń

  3. Zimny, mroczny i straszny kryminał porywa mnie głęboką wiedzą archeologiczną i antropologiczną. Do tego bohater Mario zdziwaczały i fascynujący. Super się czyta.

    OdpowiedzUsuń