poniedziałek, 13 października 2014

Skandynawska wieża Babel - Jerzy Stypułkowski, czyli studium udręki urzędnika (nie tylko szwedzkiego)

wieża babel
Rzadko dzieje się tak, bym porzucił książkę i jej nie skończył, ale często zdarza się, że gdy mam kłopot z danym tytułem, musi on po prostu poleżeć i wracam do niego po pewnym czasie. W tym roku jakoś wyjątkowo dużo takich tytułów mi się trafiło. To nie znaczy, że te książki są słabe, ale zwykle po prostu wymagają trochę więcej skupienia, czasem nużą swoją monotonią, zbyt mało w nich jakiejś błyskotliwości, czegoś przykuwającego uwagę. Po pewnej przerwie wraca się do danego tytułu i z "nowymi siłami", czasem z nowym spojrzeniem i okazuje się, że idzie dużo łatwiej. Tak właśnie miałem z powieścią p. Stypułkowskiego. Autor sam dał podtytuł, więc mnie wyręczył przy pisaniu notki, jedynie go troszkę zmodyfikowałem :)

Pewnie ze względu na tematykę - urzędnicze perypetie i refleksje człowieka uwikłanego w wielką machinę systemu biurokratycznego i swoje miejsce pracy, które jakby nie było jest pewnego rodzaju urzędem - powinienem świetnie się w tym świecie odnaleźć, zachwycić się głębią i celnością tej wizji. Szwedzka rzeczywistość pewnie ma swoją specyfikę, w końcu to ludzie i ich mentalność wpływa w znaczący sposób na to jak funkcjonuje system, ale mechanizmy jakie opisuje autor "Skandynawskiej wieży Babel" można odnaleźć, zaobserwować pewnie w wielu krajach, również u nas. Może dlatego też książka nie zrobiła na mnie aż tak wielkiego wrażenia, nie zaskoczyła. Oprócz natężenia różnych nonsensów, nie różni się to aż tak bardzo od sytuacji w jakich wielu Polaków funkcjonuje na co dzień.


Ceremoniały, nowomowa, ciągłe wdrażanie innowacji, które niewiele zmieniają, wydawanie pieniędzy na dziwne inwestycje, kolesiostwo, podlizywanie się, zastraszanie, trzymanie się za wszelką cenę stołka, frustracja gdy zdanie jednostki niewiele znaczy i tak trudno przebić się z rozsądnymi pomysłami. Któż z nas tego nie zna, nie doświadczał w jakimś miejscu pracy? To rzeczywistość urzędnicza, ale pewne elementy można zaobserwować nawet w firmach prywatnych, korporacjach. 
Stypułkowski skupia się głównie na codziennym funkcjonowaniu urzędu i pracujących w nim ludzi. Nie dotyka tego np. wydawania pieniędzy publicznych (lub firmy) na bzdurne projekty lub "widzi mi się" przełożonych, nie widać też tu tych, którym ma urząd służyć. Taki aspekt - na ile "unowocześnianie" urzędu służy tylko jemu samemu, a nie jak mówi założenie ludziom, którym ma służyć - byłoby ciekawsze niż przyglądanie się jedynie funkcjonowaniu systemu od wewnątrz. 

Autor opisuje bibliotekę (narodową?), ale nie widać tu specjalnie ani wypożyczających, korzystających, ani książek - jedynie komputery i masę papierów/segregatorów na biurkach.

Chwilami jest zabawnie, w innym miejscu raczej ponuro. Trudno odmówić trafności niektórych spostrzeżeń i obserwacji, natomiast to co może trochę przeszkadzać w lekturze, to fakt iż momentami ma się wrażenie, że główny bohater przelewa swoje osobiste frustracje na wszystkich dookoła. Równie dużo pisze o samych mechanizmach biurokratycznego świata, jak i wyzłośliwia się nad cechami charakteru lub wyglądu koleżanek i kolegów z pracy. Niby go rozumiemy, podzielamy jego pragnienie wolności, możliwości wyrażania siebie, poczucia sensu, ale przestajemy go lubić gdy jego rozważania stają się coraz bardziej emocjonalne, ostre. W myślach łatwo być buntownikiem i cieszyć się swoją mądrością, gdy tymczasem przy nadarzających się okazjach zamiast się odezwać, podkulamy ogon i stajemy w szeregu miernych i wiernych. Ech.

Książka dość pokaźna i niestety ciut monotonna. Trochę światła wpuszcza do niej autor przez różne aluzje literackie, spacery głównego bohatera (Józefa K. - czy coś Wam to przypomina?) poza biurem i jego wspomnienia z kraju (pochodzi z Polski). Poza tym niestety dość duszno i mało przyjaźnie (jak to w wielu urzędach). W warstwie językowej całkiem ciekawie, bogato, ale jeżeli chodzi o treść - tu mam wrażenie, że trochę tego było za dużo, powtarzalnie, że można było to skrócić.
Ot ciekawostka. I nie tylko dla tych, których zainteresowała Szwecja w tytule. Nieźle napisana, gdy się już wgryziesz to pójdzie nieźle, choć początek może być trudny. Kto ma ochotę poznać autora i zastanowić się ile w tych obrazach opisanych w książce może korespondować z jego własnymi doświadczeniami - odsyłam do strony autorajerzystypulkowski.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz