piątek, 24 października 2014

Niezwyciężony, czyli smutno mi się zrobiło

Gdy już obejrzałem ten film i dotarło do mnie, że zrobił go Werner Herzog, zrobiło mi się jakoś smutno. Czy to kwestia tego, że jako młody człowiek odbierałem jego produkcje inaczej, czy też (jak podejrzewa) na starość facet po prostu ma totalną zniżkę formy? Cholera, z tej (podobno autentycznej) historii żydowskiego siłacza Zishe Breitbarta występującego przed hitlerowcami, mam wrażenie że dałoby się wyciągnąć coś więcej. Nie dość, że widz nie czuje żadnych emocji w trakcie seansu, to wszystkie zarysowane wątki są tak banalne, jakby to była praca studenta pierwszego roku reżyserii (scenopisarstwa). A może to ja mam uraz do filmów, które opowiadają o historii krajów europejskich, historii, a grają w nich amerykańscy aktorzy gadający po angielsku albo kaleczący obrzydliwie inne języki?

 
Sensacja w latach trzydziestych w Berlinie - siłacz, który miał być atrakcją w słynnym Teatrze Okultystycznym Hanussena, występuje najpierw jako germański wojownik, ale gdy budzi się w nim poczucie przynależności do prześladowanej mniejszości żydowskiej, staje na scenie jako nowe wcielenie Samsona. Dla Żydów staje się obiektem uwielbienia, a dla nazistów, którzy zdobywają coraz większą władzę, celem ataków i nienawiści. 
Cała ta historia jest jakoś sztywno i nieciekawie poprowadzona, wątek romansowy wrzucony nie wiadomo po co, a to co mogłoby przykuć naszą uwagę, czyli działania hochsztaplera Hanussena, pokazane bardzo skromnie. Człowiek (grany przez Tima Rotha), który miał obiecywaną posadę ministra ds. okultyzmu w rządzie Hitlera, jest tu najciekawszy, choć niby na drugim planie. Mimo, że wokół obu bohaterów wciąż rysuje się coś w rodzaju legendy, przepowiedni, losu, który sprawi, że będą wielcy, zabrakło w filmie tej magii, tajemnicy. W dodatku amator Juko Ahola z Finlandii grający postać głównego bohatera, niestety kompletnie zawodzi, jest sztywny niczym deska.        


 ****************
Jako maniak wszelkiego rodzaju miejsc gdzie można by porozmawiać o książkach, podyskutować, albo się pokłócić ;) ideę Klubów odkryłem jakieś trzy lata temu i uwierzcie: to wciąga. Ale czemu by nie szerzyć tego dalej? Przecież miejscem spotkań nie musi być biblioteka, ale np. uczelnia (wiem że AWF już się organizuje), kawiarnia czy po prostu grono znajomych i "zapraszamy na pokoje".

Moja prośbę o pomoc w przygotowaniu informatora kieruję przede wszystkim do ludzi z Mazowsza (trzeba się integrować, nie?), ale o ewentualne pomysły, uwagi, proszę wszystkich.
Dla kogo? Hmmm. To się okaże czy pomysł się przyjmie, czy wystarczy mi czasu i chęci by to rozbudowywać, czy ktoś pomoże.
Po co? Nie zawsze wciągnie nas miejsce, towarzystwo, ale np. zainteresuje tytuł, o którym chcemy pogadać. Czemu nie zbierać takich informacji o spotkaniach (i nie tylko takich) w jednym miejscu, aby jednym spojrzeniem, raz na jakiś czas, ogarnąć temat?

Rzućcie okiem proszę 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz