sobota, 2 lipca 2011

Vertical - Rafał Kosik, czyli różne światy, te same pytania

 Rafała Kosika lubię nie tylko za powieści takie jak "Mars", ale ma u mnie sporego plusa za pisanie dla nastolatków. Brak pisarzy polskich, którzy by coś tworzyli dla tej grupy wiekowej, a seria Felix Net i Nika na dodatek trzyma niezły poziom. Ale pisze on też jako jeden z nielicznych całkiem niegłupie powieści, które można by zdefiniować jako "twardą SF", albo nurt socjologiczny (Zajdel wytyczył szlaki, na które niestety tylko nieliczni wchodzą, a szkoda bo jest to przestrzeń chyba najbliższa tzw. literaturze pięknej). Tworzenie innych światów nie tylko po to błysnąć swoją wyobraźnią (i tak trudno stworzyć coś super oryginalnego), czy sprzedać trochę akcji, ale po to by opowiedzieć coś o ludzkiej naturze, możliwościach i ograniczeniach. I taki jest właśnie "Vertical". Jeżeli lubicie fantastykę, a chcecie odpocząć od dominującej na rynku fantasty czy rąbanek w stylu zabili go, a on wrócił i załatwił ich laserem - sięgajcie po książki Kosika (no może jeszcze Huberatha i oczywiście Dukaja).
Tym razem do powieść niczym cebulka - najpierw poznajemy równolegle opis różnych światów, a potem dzięki różnym watkom próbujemy sobie złożyć z tego pewną całość - to jak elementy modelu do składania - każdy piękny, idealny, oszlifowany, pomalowany itd. A co ze złożenia tych elementów wyjdzie pozwolę napisać sobie na koniec.
Zaczynamy historię w świecie Verticala (chyba budzącym moją największą ciekawość) - życie rozgrywa się na zawieszonych w powietrzu na linach miastach (żaglowcach - windowcach). Liny są wszędzie, choć nikt nie pamięta tego skąd się wzięły, nikt też nie zna celu podróżowania miasta przypiętego do liny (ludzie boją się odpiąć miasto od liny na dobre bo uważają, że to oznacza ich koniec). Głównym bohaterem powieści jest Murk, nastoletni chłopak, który jako jeden z niewielu nie boi się zadawać pytań, poszukiwać odpowiedzi i działać bez schematów. Jego "dlaczego", "po co" "jak" drażni i czasem sprowadza na niego kłopoty, ale też pozwala czasem odkryć to czego inni nie dostrzegają. Kto i w jakim celu zbudował miasta? Czym tak naprawdę są liny i dokąd prowadzą? Co znajduje się na dole pod nimi - skąd wyruszyli kilkaset lat temu?
Miasta w zależności od ludzi, którzy tam zamieszkują wypracowują różne modele rządzenia, rozstrzygania sporów, podejmowania decyzji, ale co charakterystyczne każde z nich uważa, że ich sposób jest jedyny i najlepszy. Władza zainteresowane jest tym by utrzymać w takim przekonaniu swoją małą społeczność - bo każda zmiana może być zagrożeniem.
Drugim wątkiem jest opis świata na dole - płaskowyżu Herlan rządzonego przez kastę kapłanów, lądu w którym wszędzie widać zwisające z nieba liny, a raz na jakiś czas niebiosa zrzucają coś na dół (jako znak oczywiście). Tu bohaterem jest Jonathan, podobnie jak Murk poszukujący odpowiedzi na dręczące go wątpliwości... Ale to jeszcze nie wszystko - mamy jeszcze podwodne miasta, głębokie kopalnie i sporo więcej. Każda z tych rzeczywistości opisana dość interesująco, sporo jest dość ciekawych pomysłów, nie tylko na rozwiązania technologiczne, ale też pokazanie różnych społecznych rozwiązań. Powoli różne rzeczy nam sie łączą, zazębiają, choć autor wszystko zamierza wyjaśnić dopiero na zakończenie.
Można jedynie trochę mieć żal, że skupiając się na klimacie, na pewnych wydarzeniach i opisie danego świata autor trochę dopuścił sobie wykreowanie większej ilości głębszych psychologicznie postaci. Coś za coś... Ale pomimo tego braku jakiejś więzi emocjonalnej z bohaterami, których lepiej moglibyśmy poznać (oprócz Murka i jego towarzyszki) opowieść wciąga jak diabli. Każdy sam sobie zbiera różne fragmenty i próbuje stworzyć z nich jakąś wiarygodną całość (bo autor zamiast coś ujawniać, wciąż dokłada nowe zagadki, niedomówienia  obrazy) i to sprawia dużą frajdę. Dopiero zakończenie trochę rozczarowuje - może chciałoby się jeszcze więcej, może za szybko i zbyt prosto Kosik próbuje wszystko domknąć (a jest tego sporo) byśmy uznali takie zakończenie za wystarczające... Wiem wiem, ktoś powie, że przecież interpretacja należy do nas i może to najlepsze co można było na koniec zrobić, ale mi czegoś tam brakuje. To trochę tak jakby te piękne elementy modelu do sklejania za cholerę nie chciały do siebie pasować - albo coś zostaje, albo widać jakieś szpary - ten model w całości nie jest tak piękny jak jego części.
Ciekawe wizje, parę fajnych pomysłów, sporo dywagacji filozoficzno-religijnych na temat sensu życia, determinizmu, celowości i sprawczości (np. na ile mamy godzić się z tym co jest i uznać za dobre, a na ile się przeciw temu buntować). Wszystko w miarę ładnie wplecione w opisy światów, nienachalnie i bez narzucania jakiejś własnej wersji odpowiedzi (a raczej pokazując jak bardzo spojrzenie na różne rzeczy może się różnić np. w zależności od tradycji, przekazów itd.). Naprawdę niegłupia powieść. Nie tylko "dla zabicia czasu". Kto ma ochotę - niech czyta i zadaje sobie pytania. Kto ma ochotę - niech wyrusza w poszukiwaniu "Konstruktora".

2 komentarze:

  1. Vertical to naprawdę świetna lektura. W naszych recenzjach (moją możesz zobaczyć u mnie na blogu) zgadzamy się ze sobą w wielu aspektach. To naprawdę świetna książka, poważna i ambitna. Czytałam ją już 3 razy i nadal nie mam dość. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za odwiedziny, kiedyś rzeczywiście zaglądałem już do Ciebie i recenzję Verticala czytałem, ale wiadomo - człowiek ma ochotę napisać coś od siebie. Przy tylu blogach i pasjonatach trudno byc oryginalnym :)

    OdpowiedzUsuń