niedziela, 22 maja 2011

Lotnicy kosmonauci, czyli o zacieśnianiu przyjaźni między narodami

Ciekawa rzecz. Pamiętałem o tym, że był nasz Mirosław Hermaszewski, ale do głowy mi nie przyszło, że był on jednym z elementów szerszego planu zacieśniania przyjaźni między narodami czyli fundowania przedstawicielom wszystkim socjalistycznych i "bratnich" krajów lotów w kosmos. Pod koniec lat 70-tych przywódcy Związku Radzieckiego postanowili bowiem, iż aby troszkę odciągną uwagę społeczeństw tych krajów od różnych protestów należy dać im powód do dumy i nowych bohaterów. Jednocześnie takich, którzy będą może mierni ale wierni (wobec ZSRR) - wybierano więc synów rolników, pasterzy, robotników, biedaków, czyli takich ludzi, którzy docenią nagły przypływ sławy i będą dozgonnie za niego wdzięczni. Najczęściej byli to dość przypadkowi wybrańcy, jedni z wielu lotników, tylko Wietnamczyk miał wcześniej jako lotnik już status bohatera narodowego (bo zestrzelił w walce samolot amerykański).   
Zainicjowany w roku 1978 program „Interkosmos”, w wymiarze propagandowym miał cementować rysy pojawiające się na bloku państw socjalistycznych. Było ich jak dobrze policzyłem 10 - pierwszy poleciał Czech, potem Polak, byli też Niemiec, Rumun, Węgier, Bułgar, Mongoł, Wietnamczyk, Kubańczyk, na końcu Afgańczyk.
Ostatni socjalistyczni bohaterowie. Jakoś mało pamiętam te festyny z Hermaszewskim, ale film dość fajnie dokumentuje to jak dużo czasu media we wszystkich krajach poświęcały swoim bohaterom. Nawet czas przygotowań w ZSRR był trochę jak Big Brother - ściągnięto całe rodziny, żony uczyły się przygotowywać rosyjskie potrawy, transmitowano wywiady, wizyty w kolejnych rodzinach radzieckich dowódców lotów kosmicznych (bo inostrańcy zawsze byli jedynie gośćmi w trakcie tych lotów). Potem, po wylądowaniu każdy z nich (chyba oprocz kosmonauty rumuńskiego) otrzymał wszystkie honory i przywileje, jakimi tylko dysponował socjalizm - np. piękne wille z olbrzymimi tarasami, śpiewano o nich pieśni, obwożono po całym kraju.
W filmie sporo jest tez scenek z samego pobytu w bazie orbitalnej Sojuz (np. dowiadujemy się jaki to projekt badawczy realizował Hermaszewski). Ale to co było dla reżysera najciekawsze to pokazanie tego co się działo z bohaterami lotów kosmicznych po roku 89-tym i po wszystkich przemianach społeczno-politycznych, które zaszły. Tam gdzie socjalizm jeszcze sie trzyma ich pozycja jest najmocniejsza - na Kubie i w Wietnamie mają nie tylko stopnie generalskie, ale mocną pozycję np. jako szefowie sił zbrojnych lub ministrowie. Pozostali mieli trudniej, często natychmiast po przejęciu władzy przez nowe siły wysyłani byli na przymusowe emerytury. Są wśród nich obecni milionerzy, ale są tacy, którym trudno odnaleźć się w nowych czasach. 
Warto zobaczyć. Jak taka jedna decyzja w życiu człowieka i lot trwający - tak jak w przypadku Hermaszewskiego - tylko niewiele ponad tydzień zmienia i ustawia całe życie. 

2 komentarze:

  1. "Potem, po wylądowaniu każdy z nich otrzymał wszystkie honory i przywileje, jakimi tylko dysponował socjalizm."
    Zuchy. Jest takie opowiadanie s-f Pielewina "Omon Ra" o triumfalnym locie na księżyc, kiedy kosmonauci mają popełnić samobójstwo, bo technologia ZSRR jest zbyt prymitywna. Na szczęście rzeczywistość nie była taka zła. (M.)

    OdpowiedzUsuń
  2. pewnie były i awarie ale na szczęście przeżyli. Wymagało to na pewno odwagi. Przypadkowi bohaterowie? I oto okazuje sie że niektórzy do dziś czerpią z tego profity a inni muszą żyć jak każdy bo nikogo to nie obchodzi że latali w kosmos (np. afgańczyk który dostał azyl w Niemczech i tam żyje raczej bez rewelacji).

    OdpowiedzUsuń