sobota, 24 maja 2025

Wieczna wojna i Wieczna wolność - Joe Haldeman, czyli kazaliście mi walczyć, ale co dalej?

Z serią Wehikuł czasu od wydawnictwa Rebis mam tak, że albo czytam jeden tytuł po drugim, ciesząc się odkrywaniem kolejnych klasyków albo czasem utknę na jednym i potem muszę zrobić sobie dłuższą przerwę. Haldeman wszedł mi bardzo dobrze, ale teraz na przykład mocno utknąłem na Najeździe z przeszłości Hogana.


Przy Haldemanie może nie było jakiegoś wielkiego zachwytu, ale też na pewno ciekawość na tyle duża, że sięgnąłem szybko po kontynuację. Pokolenie wojny w Wietnamie mocno wpłynęło na sposób opowiadania o wojnie - bezsensownej, okrutnej, pozostawiającej głębokie rany. Wtedy takie powieści na pewno miały większą siłę rażenia - ich pacyfistyczne przesłanie, pokazanie jak trudno odnaleźć się weteranom w rzeczywistości, jak są traktowani jako mięso armatnie i nikt się nimi nie interesuje... No chyba że się buntują - to trzeba zgasić to w zarodku, bo żołnierz ma być posłuszny i nie zadawać pytań. 



Pierwszy tom to dość bolesna wizja skupiająca się na walkach między wojskami Ziemian a inteligentnymi obcymi zwanymi Tauranami. Konflikt ciągnie się już od dawna, nikt z dowódców pewnie nawet nie myśli o tym jak to się zaczęło, a hasła o jego zakończeniu to raczej mrzonka ściętej głowy. Ludzie tacy jak William Mandella, walczący prawie od samego początku, dzięki skokom w przestrzeni nie zestarzał się tak jak dowódcy, tym bardziej jednak dla niego to wszystko jest niezrozumiałe. Niby zna tą rzeczywistość najlepiej, na Ziemi zachodzą tak potężne zmiany, że mógłby w tym się nie odnaleźć, ale jaką w takim razie ma mieć motywację by robić to co robi - walczyć, zabijać, starać się chronić tych, którzy idą za nim, dużo mniej doświadczonych. To zawód, ale i przekleństwo, a on marzy o odpoczynku. Walka o własne przetrwanie staje się instynktowna, nie ma w nim jednak krwiożerczych instynktów na których pewnie zależy dowódcom.

Krótkie rozdziały, sporo się dzieje - to się po prostu połyka. 

Kontynuacja ma już trochę inny klimat - tu raczej dawni dowódcy i władze Ziemi są wrogiem, któremu należy się przeciwstawić, bo nie w smak im kolonia byłych weteranów, którzy chcą rządzić się po swojemu. Sztuczna inteligencja im nie potrzebna, oni wolą życie proste, ale bliższe wspólnocie. Ich dzieci jednak już nie zawsze myślą tak samo - chłoną przecież obrazy innego życia, może chcieliby spróbować czegoś innego. Pewnie prawicowcy będą mieli bekę jak autor kpi z promocji homoseksualizmu i odchodzenia od tradycyjnych relacji męsko-damskich, z "trzeciej płci". Zostawmy jednak na boku dywagacje dotyczące preferencji seksualnych, sprzeciw u bohatera i jemy podobnych budzi przecież nie tylko to, a cały szereg innych sposobów na ingerowanie, porządkowanie życia kolonistów na niewielkiej planecie. Obiecywano im święty spokój, ale przecież nie można ich zostawić jako potencjalnego źródła "zarazy" dawnym sposobem życia. Ziemia wybrała drogę rozwoju naukowego - wszechobecne są klony, mało kto przeżywa już takie lęki jak kilkaset lat wcześniej. Rządzi zbiorowa jaźń, a jednostka ma się podporządkować. 

Czy da się ponownie uciec od tego "raju", by szukać nowej miejsca dla ich społeczności?

Klasyka. O ile pierwsza część ma klimat space opery, druga może wydawać się ciut przegadana, filozoficzna, czytając ją jednak tuż po sobie, w ciekawy sposób pokazują one nie tylko to co siedzi w głównym bohaterze, ale i trudność w adaptowaniu się do zmieniającej się rzeczywistości.

Może i ciut się to zestarzało, ale wciąż nie tylko nieźle się czyta, ale i pewne wizje były bardzo w punkt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz