Comfort books, czy cosy books - te pojęcia coraz częściej pojawiają się gdzieś w przestrzeni komentarzy na forach o książkach. Ludzie szukają opowieści pełnych ciepła, optymizmu, nadziei. A że moda na Azję w rozkwicie to i sporo z nich pochodzi właśnie stamtąd. Skoro miejscem, które jest szansą na dokonanie jakieś zmiany były już księgarnie, pralnie, bary, to czemu nie może stać się nim sklep całodobowy?
Powieści Kim Ho-Yeona trochę jednak różnią się od tak popularnych "Zanim wystygnie kawa" i tym podobnych. Tu nie ma miejsca na jakieś paranormalne sztuczki, na magię, na podróże w czasie, na naprawienie błędów z przeszłości. Życie jest jakie jest i pewnych spraw nie cofniemy, możemy wyciągać jedynie z nich jakąś lekcję. To historie o zwykłych ludziach, a może właśnie to jest niezwykłe?
W końcu dziś każdy chce być niezwykły, robić karierę, osiągnąć sukces, chwalić się przed znajomymi pięknym życiem. A jeżeli to nie wychodzi? To boli podwójnie, czasem zamykamy się w sobie i powoli poddajemy się marazmowi.
Może dlatego tak pokochałem ten koreański bestseller i jego kontynuację? To historie ludzi, którzy właśnie są w takiej sytuacji - często w depresji, w poczuciu porażki. Z różnych powodów - czasem finansowych, czasem bardziej rodzinnych. Czują jednak że nie bardzo mają pomysł na to co dalej.
Kim Ho-Yeon nie obiecuje cudów i nie opowiada bajek, które mają jedynie szczęśliwe zakończenia. Każdy rozdział to opowieść innej osoby, czasem do nich powracamy (np. w kontynuacji), ale często kończymy w momencie gdy dopiero uświadamiają sobie swoją sytuację i pragną uczynić jakiś krok ku zmianie. Nikt nie zapewni ich i nas że wszystko się uda, a mimo wszystko w to wierzymy. I to jest chyba siła tych książek.
Wszystkie nitki przechodzą przez sklep całodobowy, gdzie na krócej lub dłużej pojawiają się bohaterowie. Czasem jako klienci, czasem jako pracownicy. Teoretycznie miejsce jak każde inne - z nie idealnym zaopatrzeniem, raczej mało dochodowe, a jednak to właśnie ono mocno zmienia ich życie. Bo częste wizyty, szczególnie gdy nie ma dużo klientów, skłaniają do rozmowy, a od niej pierwszy krok do tego, żeby zacząć słuchać albo otworzyć się by coś opowiedzieć.
To ludzie są tu impulsem do zmiany - ludzie którzy potrafią być bezinteresownie życzliwi, którzy potrafią szczerze opowiedzieć o tym że mieli podobny problem i jak z nim sobie poradzili, ludzie którzy potrafią czasem zaskoczyć nas zupełnie innym spojrzeniem na nas samych, dostrzec w nas coś dobrego, wartościowego, choć my już sami uznaliśmy się za przegrywów. Czasem pierwsze spotkanie bywa trudne, jest jakieś spięcie, ale to co usłyszeliśmy gdzieś kiełkuje, by potem wydać plon. I to właśnie chodzi - o nadzieję, w czasach gdy o nią trudno (historie dzieją się w większości w czasach pandemii koronawirusa), o relacje, które niejednokrotnie zaniedbaliśmy bo wydawało nam się że jest coś ważniejszego, o wiarę w dobro, w innych i w sobie samych. Nie chodzi jednak o korporacyjny okrzyk "dam radę" czy "mogę wszystko", bo tu nie zawsze bywa z górki, a raczej o "już wiem w którą stronę chcę zrobić pierwszy krok i mam siłę by go wykonać".
Długo by można pisać o każdej historii, o relacji między dziećmi i rodzicami, o uzależnieniu, uciekaniu w samotność, pogrążaniu się depresję, ciągłych porażkach, reagowaniu złością w obronie przed zranieniem... W każdym rozdziale można znaleźć jednak dowód na to, że nie warto się poddawać, że nawet z najgorszych problemów można spróbować wyjść. Czasem robiąc krok wstecz, przepraszając, ponosząc jakieś konsekwencje, zaczynając od nowa, rezygnując z dostosowywania się do oczekiwań innych... Ważna jednak jest chęć zmiany, podjęcie jakiegoś działania. Choćby na początek miały by to być nocki w sklepie całodobowym, czyli rzecz daleka od marzeń. To jednak jakiś początek i daje nam siłę by iść dalej.
Może nie są to powieści przy których się płacze ze wzruszenia, ale mają w sobie wiele ciepła i podnoszą na duchu. Emocjonalnie poruszające i gwarantuję, że choć większość dań podawanych w książce pochodzi z mikrofali, to bynajmniej nie smakuje to kiepsko!
Po prostu spróbujcie. Przy okazji poznając trochę kulturę inną niż nasza.
PS. Na pytanie córki, jakie są różnice i jak porównuję te książki z serią "Zanim wystygnie..." którą ona już poznała, opowiadałem jej m.in. o tym braku elementów paranormalnych, o tym że to drugi człowiek staje się tu inspiracją do jakichś zmian. Ale dodałem coś jeszcze i może warto o tym wspomnieć. Powiedziałem jej: to książka jaką sam chciałbym napisać, najbliższa temu co mi siedziało w głowie, tyle że u mnie miejscem takich spotkań była księgarnia czy klubokawiarnia. Może dlatego tak bardzo "Nietuzinkowy sklep..." mi zapadł do serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz