sobota, 26 marca 2016

Michael W. Smith - Freedom, czyli odrobina pięknej muzyki

I po świętach. To co najważniejsze już się dokonało, a teraz pozostaje tylko radowanie się wolnymi dniami i czasem, który spędzamy z bliskimi. Oby nie tylko przy stole. I oby nie przy telewizji :)
Postanowiłem dzisiejszą notkę zrobić trochę wyjątkową - bo i płyta wcale nie nowa i artysta u nas chyba mało znany. No i nie będzie standardowego Alleluja (bo wtedy pewnie bym dał TGD), Stwierdziłem po prostu kilka dni temu, że warto czasem sięgnąć po coś instrumentalnego, by nie tylko się wyciszyć, ale i zachwycić się czymś co tworzy zupełnie inną przestrzeń.
Ten album własnie taki jest. I z ogromną przyjemnością uruchamiam go wciąż od nowa.

Michael W. Smith znany jest głównie tym, którzy sięgają po muzykę chrześcijańską. U nas to nisza, ale w Stanach to ogromny rynek - wytwórnie, stacje radiowe i nikogo nie dziwi takie określenie, jeżeli muzycy nie tylko przyznają się do swojej wiary, ale i starają się o niej mówić świadectwo na koncertach, czy nawet w tekstach. To nie tylko gospel, country i spokojne ballady, ale również rock i cięższe riffy. Może i to szufladkowanie nas dziwi, ale tam wymuszają je sami słuchacze.
Szkoda, że u nas tacy artyści rzadko goszczą np. na antenie radia (bo nawet tzw. religijne rozgłośnie nadają często mierną twórczość krajową, a nie to co dobre).
Słuchając dźwięków tej płyty zastanawiałem się czemu tak dużo tu klimatów irlandzkich, ale potem doczytałem, że nagrywał ją z The Irish Film Orchestra. A może to przyjaźń i współpraca z Bono tak go zainspirowała? Grunt, że jego kompozycje i cudne dźwięki grane na fortepianie, rozbudowane o wielką orkiestrę symfoniczną brzmią po prostu bajecznie. Harmonia. Piękno.
Jest w tym i nutka nostalgii, ale i ogromna dawka pozytywnej energii.
Posłuchajcie zresztą sami.


4 komentarze:

  1. I ja uważam, że wielka szkoda, że u nas tak się pomija milczeniem dokonania w tej dziedzinie muzyki. Ale cóż taki mamy trend europejski.....byle nie chrześcijańskość nawet w tytule....

    Z przyjemnością posłuchałam, tym bardziej, że irlandzkie rytmy jak wiele innych ludowych chwytają za serce.....

    Pozdrawiam świątecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo za dobre słowo. chyba my też musimy częściej dzielić się tym co uważamy za dobre i wartościowe :) pozdrawiam również świątecznie!

      Usuń
  2. Rzeczywiście, bardzo czuć tutaj ludowość. Lubię melodie symfoniczne, spadek po zachwycaniu się wierszami Herberta do orkiestry, teraz słucham często rocka symfonicznego i metalowych oper.
    Lubię twórców, którzy nie kryją swojej religijność i włączają te motywy do tego, co tworzą - sprzeciwiam się tym, którzy robią z tego jedyny cel swojej sztuki. Ogólnie trudno mówić i śpiewać o wierze tak, by było to jeszcze piękne i miało artystyczną wartość, twórcy często myślą, ze sam dobry przekaz wystarczy. I puszczają w świat buble zniechęcające po części ludzi do danej religii. Jeżeli sztuka służy idei, niech służy jej najlepiej jak może, żeby nie zrobiła się z tego parodia... Piękna muzyka, ale zaraz zasnę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj fakt - jest może nawet zbyt spokojnie. No to dla odmiany może P.O.D. ? Ciężka nuta, a okazuje się, że i tak można nieść przesłanie. Znasz?
      Z rzeczy, które mnie ostatnio zachwyciły z naszego krajowego poletka - pewnie słuchasz Riverside?

      Usuń