piątek, 4 marca 2016

Dziewczyna z portretu, czyli nic innego nie jest ważne

Wczoraj byłem na Brooklyn i zgadzam się z każdym słowem Doroty. Łezka się kręci w oku. Niby banalne, ale i wzruszające. Dla mnie najciekawszy był nawet nie sam dylemat sercowy, ale ta wielka tęsknota za krajem, za rodziną. Jak zacząć nowe życie zupełnie od zera? No i rzeczywiście - w zestawieniu ze Spotlight, ciekawie wypada wątek księdza i roli kościoła, który pomaga jak potrafi i jest niczym dobry wujek, który zna każdego i pomaga jak potrafi...
A na dziś kolejny film, który był zauważony przy nominacjach do Oscarów i choć mało kto na niego stawiał, ku mojej radości (zasłużenie) zgarnął nagrodę za główną rolę żeńską. Alicia Vikander moim zdaniem miała tu po prostu ciekawszą rolę, mniej oczywistą i dała sobie z nią świetnie radę. Radmayne - choć robi wrażenie, ale gra trochę na jednej minie, na jednym tonie emocji. Obojętnie czy w przebraniu kobiety, czy mężczyzny, była w nim od początku jakaś nieśmiałość, delikatność, która miała sugerować wewnętrzne pragnienie. Gdy zobaczycie zwiastun, to tak naprawdę znacie cały film. Czy mimo wszystko warto go zobaczyć?
Moim zdaniem tak, choćby po to, by przemyśleć sobie na własna potrzebę kilka pytań i wątpliwości. Można krzyczeć, że to agitka transseksualizmu, ale przecież nie da się zaprzeczyć, że takie osoby istnieją w społeczeństwie i warto zdać sobie z tego sprawę. Fakt, że film zrobiono na podstawie wydarzeń historycznych, sprzed blisko 100 lat, stanowi pewien symbol walki o prawo do zmiany płci, o akceptację, ale trochę siłę tej argumentacji trochę osłabia, nie daje bowiem odpowiedzi jak sytuacja takich osób wygląda dziś, z jakimi problemami się zmagają.

Dwoje artystów malarzy - Einar i Gerda Wegener, na pierwszy rzut oka szczęśliwe małżeństwo, czekające na potomstwo, kochające się, będące blisko - takie mamy wrażenie. I tu nam trochę zgrzyta filmowy początek przemiany - przypadek, okazja do przebrania się za kobietę, miałaby wyzwolić pragnienie, które potem stało się tak silne, że jedynym wyjściem było odrzucenie ciała i całego poprzedniego życia? Czy będąc w związku z kobietą Einar udawał, czy naprawdę był szczęśliwy? Przecież nie uważał siebie za homoseksualistę, nie pragnął mężczyzn, wydaje się, że sensem jego pragnienia było być postrzeganym i pożądanym jako kobieta. Tak narodziła się Lili Elbe.
To dramatyczna walka w poszukiwaniu siebie, ale i pięknie opowiedziana historia miłości/przyjaźni z żoną, która mimo swojego cierpienia, do końca wspierała męża w jego pragnieniach. I to chyba jeden z lepiej napisanych wątków w tym scenariuszu, w dodatku świetnie zagrany (stąd Oscar zasłużony). Miłość kontra (nazwijmy to jednak po imieniu) egoizm?


2 komentarze:

  1. Miałam okazję czytać książkę - świetna ze względu na bardzo obrazowe, ale nie przeciągnięte na siłę, opisy otoczenia i zachowania samych bohaterów. A film jeszcze przede mną, ale w niedługim czasie się za niego zabiorę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę polecam, bo i w filmowej wersji nie zabraknie pięknych zdjęć, kostiumów i tej obrazowości

      Usuń