A od jutra znów władzę na blogu (przynajmniej na kilka dni) przejmuję ja. Możecie nawet (jeżeli chcecie) mieć wpływ na kolejność notek - o czym najpierw pisać? Planeta singli, Dziewczyna z portretu, Moje córki krowy, Janis, coś muzycznego, czy jednak książki? A może wystawa Van Gogha?
Na Brooklyn, nawet bez recenzji Doroty też się wybieram, ale jeszcze bardziej zaostrzyła mój apetyt. Może z żoną albo z rodzicami? Poprawka - już byłem. I zgadzam się z opinią Doroty. Niby banalne, ale i wzruszające. Dla mnie najciekawszy był nawet nie sam dylemat sercowy, ale ta wielka tęsknota za krajem, za rodziną. Jak zacząć nowe życie zupełnie od zera? No i rzeczywiście - w zestawieniu ze Spotlight, ciekawie wypada wątek księdza i roli kościoła, który pomaga jak potrafi i jest niczym dobry wujek, który zna każdego i pomaga jak potrafi...
Wczoraj wieczorem obejrzałam film pt
„Brooklyn” (reż. John Crowley, poprzednio reżyserował m.in.
serial Detektyw) i właściwie od wczoraj dużo o nim myślę i
rozmawiam. Choć to taki zwykły film. Nie ma w nim żadnych
fajerwerków, nikt nie stacza walki z niedźwiedziem, nie ma
mrożących krew w żyłach pościgów samochodowych, nie ma
ociekających sex appealem postaci, nie ma żadnych szokujących czy
kontrowersyjnych scen.
Jest to film zwykły w dobrym tego
słowa znaczeniu. Zwykły bo o zwykłych ludziach i opowiadający o
zwykłych emocjach, które każdy z nas przeżywa – o miłości,
tęsknocie, patriotyzmie (w dobrym tego słowa znaczeniu), o
trudnych wyborach przed jakimi staje człowiek.
Jest
to film, ciepły, wzruszający, mądry, pozytywnie nastrajając do
ludzi do życia.. Przez pierwsza połowę filmu siedzi się cały
czas z uśmiechem na twarzy, w drugiej części pojawia się
wzruszenie, niektóre osoby obecne na sali ukradkiem ocierały łzy.
Moja siostra z która oglądałam
film powiedziała – „dziś już nie robi się takich filmów”,
zapewne miała rację. A szkoda bo widać, że takie filmy wciąż są
potrzebne i cieszą się uznaniem, mają swoich zwolenników –
nominacja do Oscara, w kategorii najlepszy film, najlepsza
pierwszoplanowa rola kobieca, najlepszy scenariusz adaptowany.
Wiele
osób o takich filmach – mówi – kino kobiece, choć nie wiem co
w tym filmie mogłoby facetom nie odpowiadać. Jestem przekonana, ze
mój mąż też by go obejrzał z dużą przyjemnością
Myśląc
o bohaterach stwierdzam, że są ukazani bardzo pozytywnie (no może
z wyjątkiem sklepikarki z rodzinnego miasteczka głównej bohaterki)
złośliwe współlokatorki, wredna gospodyni, zasadnicza szefowa –
to tak naprawdę zwykli ludzie, którzy nie są źli tylko czasem po
prostu fatalnie się zachowują.
Nasza
główna bohaterka też nie zawsze zachowuje się w porządku, ale
dobrze i wiarygodnie zbudowana postać, powoduje, że potrafimy
empatycznie wczuć się w jej dylematy.
Akcja filmu toczy się na początku
lat 50 XX wieku w Irlandii i w Nowym Jorku. Towarzyszymy młodej
irlandzkiej dziewczynie Ellis Lacey (w tej roli Saoirse Ronan
pamiętana m.in. z Pokuty i Nostalgii Anioła) w podróży do Stanów
Zjednoczonych w podróży za przysłowiowym chlebem. Towarzyszymy jej
w tęsknocie, cierpieniu, szukaniu i znalezieniu swojego miejsca w
nowym kraju, które ma być jej domem. I gdy wydaje się, że wszystko
układa się już dobrze (oczywiście za przyczyna miłości),
następuje zwrot, który zachwieje młodą bohaterką, tym co kocha,
w co wierzy, czego pragnie, co jest dla niej najważniejsze.
Film
ten zdobył już wiele nagród i nominacji do nich m.in. nagrodą
Złotego Globu została uhonorowana Saoirse Ronan (najlepsza aktorka
w dramacie). Poprawka - jedynie nominacja, a nie nagroda - dzięki Janek za zwrócenie uwagi :)
No
i na koniec perełka, dla mnie odkrycie – Emory Cohrn (dotychczas
mi nie znany) - grający chłopaka głównej bohaterki – Tony-ego.
Tony to Włoch, mówiący po angielsku z pięknym włoskim akcentem.
Uśmiechnięty, trochę nieporadny, zagubiony (ciągle te spodnie
podciągnięte pod pachy), ale jednocześnie niezawodny, kiedy
potrzeba zdecydowany, pewny. Cudowny w swej zwyczajności.
Może jakby streścić fabułę tego
filmu to można by stwierdzić, że to banalna historia. Jednakże w
żadnym punkcie ten film nawet nie ociera się o banał czy kicz.
Gorąco
polecam zwłaszcza osobom, które chcą pozytywniej spojrzeć na
świat.
Dorota
mój ulubiony aktor tam gra:)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie zwróciłam wcześniej uwagi na ten film :)
OdpowiedzUsuńa chyba warto. Może to nie będzie coś do zapamiętania na lata, ale ile jest w kinach filmów, które budzą tak ciepłe, pozytywne emocje?
Usuń