wtorek, 2 lutego 2016

Szukając Inki, czyli o życiu i śmierci dziewczyny, której los wzrusza nawet największych twardzieli!

„Mówili o tym miejscu Sala Śmiechu i nawet wtedy, sześćdziesiąt lat temu, nikt nie wiedział, skąd się ta nazwa wzięła.
– To wyglądało jak rzeźnia – powie dawny pracownik więzienia.
W podłodze między słupami śmierci wyżłobiono rowek. Spływała nim krew zaraz po egzekucji i potem, gdy już po niej sprzątano. – Tu, w rogu pomieszczenia, stał worek z trocinami. Rozsypywano je w miejscu, gdzie stał skazany. Miały pochłaniać jego krew i odchody – tłumaczy major Kowalski.
Sala Śmiechu czekała na Danusię.”
Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy pokazałem moim uczniom spektakl Teatru Telewizji pt. „Inka 1946”, wywiązała się dyskusja na temat patriotyzmu i tego, jak zachowaliby się współcześni nastolatkowie w podobnej sytuacji. Okazało się, ze przedstawienie wyjątkowo mocno oddziałuje na młodych ludzi. Nawet uczniowie, którzy mają wszystko w nosie, przyznawali, że ta dziewczyna to jest ktoś! Mało kto potrafił zrozumieć, ze pewne rzeczy można robić z miłości do Ojczyzny. Padały słowa: szacunek, bohaterka, wielka! Której klasie bym tego nie pokazał, reakcja była zawsze taka sama… No i okazywało się, że nas nie stać byłoby na taką ofiarę.
Gdy w 2014 r. IPN poinformował, że na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odnaleziono nieoznakowany grób, w którym najprawdopodobniej spoczywają zwłoki Inki, było niemal pewne, że ta książka wreszcie powstanie. I że musi, po prostu musi być tak mocna!
Inka, a tak naprawdę Danuta Siedzikówna, nie dożyła nawet do 18 urodzin… Była sanitariuszką 4. szwadronu 5 Wileńskiej Brygady AK, później - w 1946 działała w 1 szwadronie Brygady na Pomorzu. II wojna światowa zabrała jej rodziców, najpierw ojca, który wywieziony do łagru uciekł i przedostał się do armii Andersa i zginął  w Teheranie 1 1943 r., niewiele później matkę, aresztowaną we wrześniu 1943 r. i zamordowaną przez Gestapo. Po tym wydarzeniu wstąpiła do AK, odbyła szkolenie medyczne i została sanitariuszką. W 1945 r. została aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem, jednak została uwolniona z konwoju przez patrol AK.
20 lipca 1946 r., kiedy przebywała w lokalu kontaktowym w Gdańsku, oczekując na transport medyczny, została aresztowana (adres zdradziła dawna koleżanka Regina Żylińska-Mordas). Co działo się dalej? O tym szczegółowo opowiada Luiza Łuniewska w swojej książce. Bita i torturowana, nie wydała nikogo. W grypsie do babci Siedzikówna napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Tylko tyle po niej pozostało. Później przez długie lata władza próbowała wmówić wszystkim, że ta młoda, odważna dziewczyna, która nie zrobiła nic złego, była wrogiem narodu. 28 sierpnia 1946 r. wraz z Feliksem Selmanowiczem ps. „Zagończyk”, została zastrzelona przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego. Według relacji świadka egzekucji, ks. Mariana Prusaka, ostatnimi słowami „Inki” było: Niech żyje Polska! Niech żyje „Łupaszko”!
            Opisana w książce prawdziwa historia wspaniałej młodej dziewczyny jest przestrogą, że najbardziej prawego człowieka można unicestwić w imię głupich politycznych nakazów, a także świadectwem odwagi, siły  i wierności ideałom. Płakać się chce, ale trzeba przeczytać!
Sakis



4 komentarze:

  1. Tamten spektakl Teatru TV szalenie mocno wbił mi się w pamięć. Skądinąd siła jego oddziaływania to w wielkiej części zasługa zaledwie 20-letniej Karoliny Kominek-Skuratowicz, która udźwignęła bardzo trudną emocjonalnie rolę i zagrała bez jednej fałszywej nuty, łącząc w zadziwiająco harmonijną delikatność młodziutkiej dziewczyny z nieprawdopodobnym hartem ducha. Wspaniała kreacja. szkoda, że nie ma dla niej ciekawych ról. W marnym "Wszystko przed nami" miała chyba najciekawszą postać z całej obsady, "Karuzela" to jednak pomyłka, a poza tym same ogony... Szkoda, bo ma dziewczyna wielki potencjał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś tu - widzę - bardzo lubi teatr! Co do potencjału - mało to u nas wspaniałych talentów, które przepadają bez wieści?

      Usuń
  2. Spektakl faktycznie mocny. Ś.P. Księdza Prusaka znałem - wspaniały, skromny i mądry człowiek. O jego obecności przy śmierci Inki dowiedziałem się stosunkowo niedawno, już po Jego śmierci - trzymał to w tajemnicy i nic dziwnego, skoro ciągle obserwowało go UB, a po przełomie prawda była nadal niewygodna. Doskonale wyjaśniło to jego zakaz publicznego sprawowania mszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie z ta sprawą wiele innych osób miałoby to i owo do powiedzenia...

    OdpowiedzUsuń