czwartek, 28 stycznia 2016

Noc całego życia, czyli spektakl, który zmienił moje myślenie o teatrze ...

            W ostatnich dniach widziałem kilka różnych przedstawień w różnych teatrach, bywało, że wychodziłem wściekły z powodu straty czasu, czasem zawiedziony, że dobry pomysł nie został odpowiednio wykorzystany, aż w środę wybrałem się do Teatru Żydowskiego. Stało się, muszę zrewidować wszystkie sądy, które wygłaszałem na temat tego teatru… Kto myśli, że oto stwierdzę, że nagle coś się zepsuło, że wynudziłem się, będzie zawiedziony. Rewizja poglądów dotyczyć będzie raczej tego, że wszystkie spektakle w wykonaniu artystów  Teatru Żydowskiego, które do tej pory chwaliłem, bledną przy tym, co pokazano w „Nocy całego życia”. To, co wydarzyło się tego wieczoru, tworzy historię polskiego teatru.

            A wszystko zaczęło się wcześniej, ponieważ cały dzień (27. 01.2016 r.) upływał pod znakiem obchodów XI Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu. O godz.16.00 przy Pomniku Bohaterów Getta wieńce złożyli przedstawiciele władz państwowych, ambasadorowie, członkowie organizacji społecznych oraz wyznaniowych, jak również młodzież szkolna. Na tę chwilę zniknęły waśnie i spory, odmówiona wspólnie przez reprezentantów różnych wyznań i kościołów modlitwa ekumeniczna dała wyraz głębokiej jedności w tym smutnym dniu. Apel Pamięci, podczas którego wymieniane były imiona Ofiar Holocaustu, wzruszył każdego. Dla tych, którzy nie mogli uczestniczyć w wydarzeniu, organizatorzy: Fundacja Shalom, Stołeczna Estrada, Tramwaje Warszawskie Sp. z o.o. oraz Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich – Centrum Kultury Jidysz, przygotowali piękne wspomnienie: między godzinami: 12 a 18 ulicami Warszawy jeździł zabytkowy pusty tramwaj oznaczony Gwiazdą Dawida, przypominający mieszkańcom miasta tych żydowskich sąsiadów, którzy zginęli w gettach i obozach zagłady…

Przyszedł wreszcie wieczór, po którym moje spojrzenie na teatr uległo zmianie.  Teatr Żydowski przygotował na tę szczególną okazję przedstawienie o ostatniej nocy Janusza Korczaka: „Noc całego życia”, będący ostatnim spektaklem wyreżyserowanym przez nieżyjącego już Dyrektora Teatru – Szymona Szurmieja, na podstawie scenariusza Ryszarda Marka Grońskiego. Spektakl wyjątkowy, z wielu powodów.
Kiedy zgasły światła, z boku sceny, nieśmiało, pojawiła się Gołda Tencer. Łamiącym się głosem powitała zebranych, po czym przypomniała piękną kołysankę, częściowo w jidysz, częściowo w języku polskim. Brzmiało to mniej więcej tak:
   
    "Ynter jidiłes wigiełe…
     U kołyski twojej
     Złota kózka stoi.
     Sprzedawała dzień cały
     i rodzynki i migdały,
     i fig dużo, i rodzynków,
     żebyś usnął już mój synku. itd…”
            Piosenkę tę śpiewały matki żydowskie swoim dzieciom… A potem – jak mówiła Pani Dyrektor -  już nie było Arki Noego, żeby je schronić na dalsze życie, by ocalić przed potopem hańby ludzkiej i zagłady. Tylko czasem trafiła się jakaś kryjówka: bunkier, szafa, ziemianka - dziecinne pokoje żydowskich dziewczynek i chłopców czasu wojny. Bywało niestety, że z tego schowka wychodziły, żeby doznać upokorzeń, wstydu i  nowych prześladowań, ale też tylko dzięki ludzkiemu współczuciu mogły przetrwać. W ten dzień przywołujemy cienie pomordowanych w gettach i obozach. Została po nich garść popiołu, grudka piasku przesypywana przez czas. Jakże boleśnie dźwięczały w uszach słowa o tym, że usta setek tysięcy dzieci żydowskich milczą na zawsze, a tylko niektóre z tych nielicznych, które przeżyły, dają świadectwo prawdzie. Międzynarodowy Dzień Pamięci jest krzykiem żydowskich dzieci, matek i ojców. Krzykiem zamordowanego żydowskiego narodu, krzykiem Romów, krzykiem Polaków i wszystkich ofiar ludobójstwa. Tak mówiła Gołda Tencer, po czym na scenie pojawiły się obrazy z ostatniej nocy życia Janusza Korczaka.
            „Noc całego życia” to artystyczny zapis wspomnień Janusza Korczaka w ostatnią noc przed Zagładą. Tej nocy przed oczami Doktora przesuwa się całe jego życie. Praca, ten wspaniały dar pomocy innym, który ofiarowywał wszystkim, którzy sami nie mogli się o siebie zatroszczyć, w okresie wojennym sprawiła, ze nie tylko człowiek ten wspinał się na wyżyny umiejętności organizacyjnych, ale też tracił po kolei sprzymierzeńców.  Mówi w pewnej chwili: „Zwrócono mi uwagę, że w nocy głośno mówię do siebie. To prawda, mówię. Pytam z coraz większą niecierpliwością: Żyłeś? Ile chlebów wypiekłeś dla ludzi? Ile zasadziłeś drzew? Ile ułożyłeś cegieł pod budowę, zanim odejdziesz? Ile przyszyłeś guzików? Ile, lepiej lub gorzej, wyprałeś zbrukanej bielizny? Komu i ile dałeś ciepła?”. Wraz z tymi przemyśleniami i pytaniami na scenie pojawiają się kolejne obrazy, niczym filmowe migawki lub nasze senne majaki. Wszystko dzieje się w głowie Doktora, a więc to, co widzimy, jest zamglone, przesłonięte siecią zapomnienia. I tak, jak przy okazji spektaklu „Niepoprawni (Fantazy)” w Teatrze Współczesnym marudziłem, że czarne firanki psują obraz sceny, tak tutaj, wykorzystana czarna mgła ma zupełnie inne znaczenie: symbolizuje wspomnienia, ale też fakt, że mamy do czynienia ze światem, którego nie tylko dawno już nie ma, ale który zniknął w straszliwy sposób…
            Doktor z każdą chwilą, z każdym pojawiającym się u niego gościem (żywym lub martwym) popada w coraz większą apatię, zapada się w sobie, walczy, choć widzi już, że machina zła jest nie do zatrzymania, a jego nieporadne próby pomocy innym na niewiele się zdadzą… Jego dramat przeraża, porusza i boli…
            Każde z wielu wspomnień Korczaka wywołuje zdumienie, grozę, smutek. Widzimy matki, które w rozpaczy same już umierając błagają o litość dla swoich dzieci (ta scena miażdży widzów mentalnie). Ginące matki do ostatniej chwili walczą, choć to walka nierówna, z góry skazana na klęskę, Mają w oczach tyle bólu i cierpienia, że nikt nie jest w stanie patrzeć na to obojętnie. A już po chwili światło gaśnie, a Doktorowi przypomina się ktoś inny: prezydentowa, obrażona, że jest traktowana przez Korczaka jak każdy inny człowiek, prezes warszawskiego Judenratu, popełniający samobójstwo na wieść o likwidacji getta, bogaci mieszkańcy miasta, zdziwieni żądaniem Doktora, by pomagali biednym i chory, wreszcie błazen Rubinstein, który popada w obłęd nie mogąc znieść tego, co widzi, upiorni członkowie kabaretu w zakazanej dzielnicy, a nawet starożytny cesarz i filozof… Każde ze wspomnień niesie potężnej mocy emocje, wywołuje szok – i choć przecież doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że to tylko teatr, a przedstawione obrazy tylko w delikatny sposób symbolizują pewne znane z historii zdarzenia, nie możemy oprzeć się wrażeniu, że silniej i dobitniej pokazać się tego już nie da.
            Doktor Korczak mówi też: „Bywa, że napominam: Nie niszcz listów! Mało zajmują miejsca. Poblakłe fotografie, pokruszony kwiatek, różowa wstążeczka, zasuszony listek to przecież zaduma, pamiątka, wspomnienie. Różne wspomnienia: kojące i takie, które jak topielec wypływają z przeszłości.”. W ten przejmująco smutny sposób przypomina nam, szczęśliwym w jakiś dziwnie niezrozumiały sposób, że nie dotykają nas tragedie, jakie zniszczyły świat kilkadziesiąt lat temu, że tak naprawdę tylko wspomnienia, pamiątki, pozwalają zachować pamięć o tych, których z różnych powodów już z nami nie ma. Ocalić od zapomnienia… Ileż to razy słyszeliśmy już te słowa, a dopiero ten wieczór w Teatrze Żydowskim ujawnia w pełni, jak niewiele jest dziś osób, instytucji i miejsc, które zbierają pamiątki, te zasuszone listki i kwiatki po tych, którzy zginęli w Zagładzie… Każdy, kto marudzi, że Teatr Żydowski podejmuje wciąż na nowo temat zagłady Żydów, niech przyjdzie na „Noc całego życia”, a potem zastanowi się, kto ma przypominać o tym, że istniał kiedyś wśród nas inny, równie ważny świat?
            Moja recenzja w tej chwili zwyczajowo zmierzałaby do oceny kreacji aktorskich. Tym razem będzie inaczej. Nie wymienię nikogo z nazwiska. Nie trzeba (choć można byłoby!)… Wszyscy aktorzy stanęli na wysokości zadania. To, co zaprezentowano nam w „Nocy całego życia” zasługuje na coś więcej, niż tylko kilka ciepłych słów dla poszczególnych artystów. Tutaj wszyscy grali wspaniale, a w zasadzie uczestniczyli w scenicznej magii. Taniec śmierci, nieuchronnie postępujący i zataczający coraz szersze kręgi, upiorny kabaret z getta (Dobry wieczór, trupy!), najsłynniejsze gwiazdy, błazen, wychowankowie Doktora, wszyscy mają przed sobą smutny koniec w komorze gazowej (finał tańca śmierci i sam motyw gazu został opracowany tak pięknie, tak wzruszająco i zarazem poetycko, że nie sposób go będzie nigdy zapomnieć – i – boję się – nic już w teatrze nie poruszy mnie bardziej).
            Z wszystkich osób będących pracownikami bądź wychowankami Domu Sierot tylko Doktor Korczak miał okazję uniknąć zagłady. Dokonał jedynego – w swoim mniemaniu – słusznego wyboru. Dzięki spektaklowi zaczynamy rozumieć, dlaczego w pewnym momencie zaczęto nazywać go wariatem, pojmujemy, jak nierówną nawet w swojej wielkości toczył walkę ze Złem… Rachunek sumienia, jaki Doktor robi w ostatnią noc swego życia, jest zarazem rachunkiem sumienia tych, którzy zginęli, tych, którzy przeżyli i – dobitnie - tych, którzy zagłady dokonali.
            Spektakl – tak nowoczesny w formie przekazu, a zarazem tak tradycyjny w wykorzystanych środkach, porusza najgłębsze struny emocji, sprawia, że nie jest łatwo pogodzić się z tym, co się stało ponad siedemdziesiąt lat temu, ale nie rozdrapuje ran bez powodu. Przestrzega, uczy, byśmy jako narody, jako ludzie, nie popełnili błędu ponownie. Bo tym razem może być jeszcze gorzej…
            Zakończenie spektaklu, najmocniejsze, jakie widziałem  kiedykolwiek w teatrze, nie podlega opisowi. To trzeba zobaczyć! Powiem tylko, że przedstawienie to nadaje się idealnie do realizacji Teatru Telewizji, jego zapis pozwoliłby Teatrowi Żydowskiemu dotrzeć ze swoim najszlachetniejszym przekazem do milionów widzów na całym świecie. Proszę się nad tym zastanowić.
            Teatr Żydowski „Nocą całego życia” oddał hołd wszystkim bezimiennym ofiarom Holocaustu, niewinnym ludziom, którym odebrano godność, podstawy bytu, a na końcu także życie. To był wieczór wzruszeń, wywołanych pamięcią o tym, co wydarzyło się podczas II wojny światowej, ale też powodowanych najwyższej próby sztuką, w której dano nam szansę uczestniczyć. Dziękujemy. A prawdziwym bohaterom tej historii mówimy: nigdy o Was nie zapomnimy, niezależnie od tego, gdzie powiał wiatr grudkę piasku, którą się staliście!
  Sakis


1 komentarz:

  1. I read, I read, and I think in the Giant Mountains also sometimes beautiful sky I have

    OdpowiedzUsuń