środa, 16 grudnia 2015

Jane Eyre, czyli walcz o własne marzenia


Pierwsza z obiecanych notek teatralnych. No może tak nie do końca teatralnych, bo przecież nie siedziałem w siedzibie National Theatre w Londynie, a w kinie Atlantic, ale za to oglądaliśmy przedstawienie na żywo. Polecam Wam ten projekt z całego serca! I okazuje się, że Atlantic w Warszawie zwykle wyprzedza Multikino z pokazami - już samorząd studentów UW, który jest współorganizatorem przedsięwzięcia, zapowiedział premiery na styczeń i luty! Tytułów szukajcie w sieci!

Gdy myślałem sobie o tym tytule (przyznam się, że nic nie czytałem Brontë) i wiedząc, że będzie melodramat, nie obiecywałem sobie zbyt wiele. W dodatku ponad 3 godzinny spektakl? O miłości? Toż to zgroza. Powtarzałem sobie: najwyżej wyjdziesz...
I zostałem do końca...


Po pierwsze historia okazała się wcale nie tak szablonowa jak się tego spodziewałem. Zanim doszliśmy do wątku romansowego, przez pół spektaklu poznawaliśmy wcześniejsze losy Jane Eyre. Tak naprawdę tylko znając jej przeszłość można zrozumieć jej dość złożoną psychikę - pełną sprzeczności.
Pewnie jak każda kobieta w tamtym czasie, marzyła o stabilnej rodzinie, oparciu w mężczyźnie, ale w odróżnieniu od nich, nie zamierzała o to walczyć za wszelką cenę. To opowieść o kobiecie silnej i słabej zarazem, wrażliwej, ale i pełnej pasji, zdeterminowanej, ale i szanującej innych, doświadczającej żalu i smutku, ale nie pozwalającej, by one ją pogrążyły w bezradności.




Ciekawa postać. Powiedziałbym, że raczej w duchu naszych czasów, a nie wieku XIX. Wolna, świadoma siebie, a przez to ile wycierpiała od innych, również bardzo niezależna i wyrażająca swoje zdanie.
No owszem, było trochę schematycznie, bo melodramaty mają już to do siebie, szczególnie drugi akt, poza odrobiną humoru, był raczej przewidywalny. Ale to wszystko nieważne. Wiecie dlaczego? Bo tu największe wrażenie robiło jak to jest pokazane.



Cholera. Odważna instalacja jak na tak klasyczny tekst - podest z desek i praktycznie nie zmienia się nic - aktorzy biegają po schodach, drabinach, są prawie cały czas w ruchu, a mimo to po pierwszym szoku (streszczenie w minutę urodzin Jane i śmierci jej rodziców było zaskakujące) szybko wchodzimy w tę konwencję i świetnie się orientujemy co i gdzie się dzieje.
Do tego dodajcie dość proste kostiumy i cały czas tych samych aktorów - 8 albo 9 osób gra różne postacie (mężczyźni również role kobiece), zmieniając się czasem prawie błyskawicznie w inne role (a choćby i psa, a co!).

Zdumiewająca konwencja - pełne energii (nie nudziliśmy się ani przez chwilę), czasem humoru. I kolejny odważny pomysł - prawie cały czas w środku tej scenografii zespół muzyczny grający na żywo.


Nie, no co ja będę opowiadał, ten spektakl po prostu trzeba zobaczyć.

Poniżej macie linki i zwiastun
http://www.nationaltheatre.org.uk/shows/jane-eyre
http://ntlive.nationaltheatre.org.uk/productions/51859-jane-eyre
http://new.nazywowkinach.pl/nt-live/jane-eyre





4 komentarze:

  1. Nawet nie wiedziałam, że wystawiają Jane w teatrze :) Ja czytałam książkę, obejrzałam film i mini serial BBC :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę polecam! ten ostatni link zbiera wszystkie spektakle i wszystkie kina z Polski. Nawet w małych miastach czasem można upolować

      Usuń
  2. Ciekawe kiedy będzie można obejrzeć ten spektakl w Trójmieście...

    OdpowiedzUsuń