niedziela, 6 grudnia 2015

Wakacje Mikołajka, czyli przepis na dobre kino familijne

Ponieważ jutro Mikołajki to zapodam na blogu kilka rzeczy familijnych. Kto wie, może ktoś zainwestuje w płytę dvd jako prezent?
O Pingwinach z Madagaskaru piszę w miejsce zakończonego konkursu - gdzie jest Julian?
Dziś Mikołajek, a może jutro kolejne trzy kreskówki, w tym jedna z moich ulubionych z tego roku produkcji (a może nawet z ostatnich kilku lat). Pewnie się domyślacie co to.

O pierwszej części filmowej adaptacji kultowych książek Gościnnego i Sempego o dziwo nie napisałem. Sam nie wiem czemu, bo przecież bardzo mi się podobała. Miałem wobec niej spore obawy, ale okazało się, że udało się przenieść dość specyficzne poczucie humoru z rysunkowych obrazków na film fabularny. Może jeszcze do niego wrócę i kiedyś notkę dorzucę.
Siłą tych filmów jest dobra obsada i utrzymanie podstawowego pomysłu książki: narratorem wszystkich historii jest mały chłopak, który rezolutnie komentuje całą otaczającą go rzeczywistość. Kłótnie rodziców, dyscyplina, jaką próbują utrzymać nauczyciele, różne pomysły dorosłych albo konflikty między rówieśnikami - wszystko co obserwujemy, gdy dodamy do tego słowa Mikołajka, nabiera jakby dodatkowych znaczeń lub wręcz odwrotnie - zdziera zasłonę z różnych naszych sztuczek i udawania.
 
Jeżeli pamiętacie książkę "Wakacje Mikołajka", to pewnie rozpoznacie niektóre sceny i pomysły, sporo jednak dołożono (cały romans z włoskim reżyserem), zachowując jednak ducha całości. Wczasy z rodzicami, którzy mają różne wyobrażenia na temat wymarzonego wypoczynku, obecność teściowej, czy nawet chwilami kiepska pogoda nie zepsują przecież zabawy z kolegami, prawda? Mikołajek jak zwykle ma szalone pomysły, rzadko odczuwa skruchę, bawi się świetnie, a w dodatku (choć przecież ukochaną od serca zostawił w domu) się zakochuje. No to po prostu nie może się dobrze skończyć. 

To film, na którym dorośli będą się bawić chyba nawet lepiej niż dzieci. W końcu dla nas te klimaty lat 60 są bliższe niż naszym pociechom, które to oglądają jak bajkę o jakimś nierealnym świecie. Wszystkie te trudności w komunikacji między małżonkami albo dziecięce pierwsze zakochania, są przecież też bardziej zrozumiałe dla nas. 

Przyznaję się bez bicia - bawiłem się świetnie. Może dopiero pod koniec (akcje poszukiwania zaginionych dzieciaków trochę przeciągnięte) atmosfera ciut siadła i zrobiło się ciut nudno. Siła tej opowieści tkwi przecież w krótkich scenach i komentarzach chłopca. o


Podobnie jak jedynka - świetny klimat, doborowa obsada (nawet trudno zauważyć zmianę aktora grającego główną rolę) i z naszej strony świetny dubbing. To przykład kina familijnego, które bazując po części na sentymencie dorosłych, może być atrakcyjne również dla nowego pokolenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz