sobota, 18 lipca 2015

W pogoni za szczęściem, czyli odkryć w sobie siłę

Chyba w ciągu tego weekendu znajdę wreszcie chwilę by wrzucić fotki z Irlandii, w planach jeszcze przynajmniej dwie nowsze produkcje filmowe, w przyszłym tygodniu dwa wydarzenia w multikinie. ufff. Chyba wracam do rytmu pisania, ale kiedy znaleźć na to czas?
Dziś wybieram starszą produkcję, ale którą widziałem nie tak dawno dzięki znajomym. I aż się sam sobie dziwię czemu nie obejrzałem tego wcześniej? Przecież ja uwielbiam tak ciepłe i pozytywne filmy. Może się trochę bałem Willa Smitha, którego raczej nie traktuję jako poważnego aktora. Ale tu pełen szacun! I synek jest bardzo naturalny. O sto razy lepiej im tu wyszedł ten duet niż w nadętym sci-fi, o jakim już kiedyś pisałem (1000 lat po ziemi).
Może trochę brakuje tempa, wszystko dzieje się dość powoli, ale nawet jestem wdzięczny, że zaoszczędzono nam większych dramatów, to co widzimy i tak jest poruszające. Te łzy, gdy muszą nocować w publicznej toalecie na podłodze rozwalają lepiej niż niejeden melodramat.
A najciekawsze, że historia jest autentyczna. Rzeczywiście był gość, który utopił spore pieniądze w sprzęcie medycznym, którego potem nie mógł sprzedać, rzeczywiście zostawiła go, zmęczona wszystkim żona, a on został sam z synkiem i kilkoma dolarami w kieszeni praktycznie na ulicy. Co go postawiło do pionu? Chęć zaopiekowania się synem i zapewnienia mu bezpieczeństwa, jakaś determinacja, upór, głupie marzenie, że uda mu się coś prawie niemożliwego, czyli wygrać w trakcie stażu (20 osób) szansę na etat (jeden), gdy do egzaminu mógł uczyć się tylko po nocach.
Will SmithNa początku jeszcze mają mieszkanie, jeszcze nic nie zapowiada tragedii, a wystarczy mały błąd, odsetki do zapłacenia i nagle zostajesz z niczym. Co wtedy robić? Wielu by się poddało. 

To film o miłości i wypływającej z niej determinacji. Wzruszający. Ciepły. Chwilami aż zgrzytamy zębami, że los może być aż tak złośliwy, nie chce nam się wierzyć, że aż tak może wszystko się obracać przeciw zamierzeniom naszego bohatera, coraz mocniej ściskamy za niego kciuki. Magia. Bo niby wszyscy wiemy jak musi się skończyć ta historia, to i tak cieszymy się jak głupki, jakby to było coś zaskakującego, gdy wreszcie ojciec z synem wychodzą na prostą.
A obaj Smithowie sprawiają, że wierzymy w tę więź jaka łączy ojca z synem, chwilami szorstką, nerwową, ale jednocześnie bardzo głęboką. Wiedzą, że bez siebie nie potrafiliby by żyć, więc zniosą wiele, byle tylko to się nie zmieniło.

2 komentarze:

  1. Film idealny nie jest, ale całościowo przypadł mi do gustu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie miałam jeszcze okazji oglądać tego filmu..

    OdpowiedzUsuń