poniedziałek, 22 września 2014

Pewnego razu na dzikim wschodzie, czyli początek zmian zawsze jest trudny

Premiera w tym tygodniu, pewnie niestety tylko w kinach studyjnych, ale uznałem że warto o tym filmie wspomnieć. Nie odkładam też notki do piątku, bo wtedy będę już w drodze na króciutki urlop (znowu Tatry!).
Co jest wyjątkowego w "Pewnego razu na dzikim wschodzie" (oryginalny tytuł to: My sweet pepperland)? A choćby to, że jest to produkcja kurdyjska. Co my wiemy o tamtej kulturze, o ludziach? Przecież jednym z łatwiejszych sposobów na ty by choć trochę poznać ich kulturę, jest zapoznanie się z ich kinem. Zwłaszcza, że reżyser Hiner Saleem potrafi ciekawie opowiadać o niełatwych sprawach, wykorzystując do tego zrozumiały dla nas język i symbole. Nasi tłumacze wykorzystali to nawet w tłumaczeniu tytułu filmu. Oto więc nietypowy western i walka jedynego sprawiedliwego ze złem.


Obowiązki policjanta i stróży prawa są zupełnie inne w czasie wojny i w czasie pokoju. Główny bohater świetnie zdaje sobie z tego sprawę i jako idealista, bardzo chciałby zmieniać swój kraj, doprowadzić do tego by różni wataszkowie i bogacze przestali dyktować lokalnie prawo, przekupując lub zastraszając. Nie przeszkadza mu nawet fakt iż zsyła się go na prowincję, pod granicę z Turcją, gdzie nawet dróg dobrych nie ma. On chce robić swoje - odbudować zaufanie do władzy, do państwa.
Będzie musiał się zmierzyć zarówno z przemytnikami, bojownikami, którzy wciąż przechodzą przez granice do Turcji, ale również z mentalnością ludzi, którym ma służyć - ich stosunkiem do kobiet, albo z łapówkarstwem. Policjant jest zapowiedzią nowych czasów - nie chce obalać tradycji, ale też chce przekonać ludzi, że w imię jakichś zasad nie wolno łamać prawa. Stąd też natychmiast staje się sojusznikiem kobiety, która trochę wbrew rodzinie (która chciała wydać ją za mąż), woli być kobietą wolną, nauczycielką w społeczności, dla której miejsce niewiasty jest jedynie w domu przy mężu.
Najciekawsze jest tu granie różnymi motywami, które znane nam są świetnie z kina amerykańskiego, ale kompletnie byśmy ich nie kojarzyli z tak poważną historią. Muzyka, niektóre sceny czy dialogi, wprowadzają tu spory ładunek lekkości i humoru. To zaskakuje, ale też nadaje temu obrazowi jakiejś świeżości. Jest po prostu inny. W znanej konwencji westernu, wprowadza treści i obrazy z zupełnie innej kultury, mentalności. I nadal to tworzy spójną, ciekawą historię. Nie tylko o walce "sprawiedliwego" ze złem, ale o tym z jakim trudem, ale z uporem, ludzie szukają swojego miejsca w budowie kraju, jak próbują zmieniać rozumienie takich pojęć jak honor, sprawiedliwość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz