środa, 2 marca 2011

Wielka Cisza, czyli aż dzwoni w uszach i w sercu

reżyseria, scenariusz, zdjęcia, montaż, dźwięk
Philip Gröning

Tylko w nieskończonej ciszy, można zacząć słyszeć.
Tylko tam, gdzie nie ma słów, można zacząć widzieć.

Wielka cisza to surowy film, który w swej czystej formie bliski jest spokojnemu, medytacyjnemu życiu w klasztornych murach. Bez muzyki, jedynie z klasztornymi śpiewami, bez wywiadów, bez komentarzy, bez dodatkowych materiałów. Zmiany czasu, pór roku i wszystkie powtarzalne elementy dnia i modlitwy - ten film nie jest odwzorowaniem życia klasztornego, ale istotą tegoż życia.
 To film o świadomości, absolutnej obecności, o życiu ludzi, którzy w najczystszej formie poświęcili całe swoje życie Bogu. Wielka cisza, to pierwszy w historii film opowiadający o życiu wewnątrz klasztoru Grande Chartreuse, głównego klasztoru legendarnego zakonu kartuzów w Alpach Francuskich.
Zakon kartuzów jest bractwem o jednej z najbardziej ścisłych reguł w kościele rzymskokatolickim. Ukryci przed ludzkim wzrokiem mnisi wiodą życie według starych reguł i rytuałów. Klasztor zamknięty jest dla odwiedzających i turystów, nie istnieją żadne współczesne filmy z udziałem mnichów. Ostatnie zdjęcia pochodzą z 1960 roku, kiedy dwóch dziennikarzy otrzymało pozwolenie na przekroczenie klasztornych murów, pod warunkiem że kadry nie będą zawierać obrazów samych mnichów.
Dziewiętnaście lat po pierwszym spotkaniu z obecnym przeorem zakonu reżyser, Philip Gröning, otrzymał pozwolenie na realizację filmu o życiu mnichów. Było to owocem długotrwałych i opartych na zaufaniu stosunków między reżyserem i kapłanem. Przez co najmniej siedem lat żaden inny film nie będzie mógł być nakręcony na terenie klasztoru. Jednak, biorąc pod uwagę, że przez tak długi okres żaden filmowiec nie uzyskał pozwolenia na realizację, obraz ten może pozostać jedynym, jaki został nakręcony w klasztorze. Philip Gröning mieszkał w klasztorze i na co dzień towarzyszył mnichom z kamerą. Aby stać się częścią normalnego życia mnichów i ich rytuałów, reżyser musiał doświadczyć pustelniczej egzystencji - tylko tak mógł zbliżyć się do świata mnichów i nowicjuszy, wiodących swoje życie pomiędzy starymi obrzędami i bez zdobyczy cywilizacji.
Najtrudniejszą z modlitw jest adoracja Eucharystii w ciszy, tutaj mamy okazję zobaczyć część życia ludzi, którzy w ciszy potrafią żyć. Pomimo wspólnoty, każdy z nich żyje i pracuje osobno spotykając się tylko w kaplicy lub na wspólnym posiłku oraz spacerze raz w tygodniu. Dla mnie żywy przykład jak proste życie może być modlitwą.
HISTORIA KLASZTORU KARTUZÓW I WIELKIEJ KARTUZJI
Zakon kartuzów został założony w 1084 przez św. Brunona z Kolonii (1030-1101) i uważany jest za zakon o najbardziej surowej regule w kościele katolickim. Klasztor pustelników został założony i ulokowany w górach nieopodal Grenoble, we Francji. Mnisi poświęcili się całkowicie służbie Bogu i życiu duchowemu. Klasztor został zburzony przez lawinę w 1132 roku i ośmiokrotnie zniszczony przez pożary. Dzisiejszy budynek został zbudowany w 1688 roku. Każdy klasztor kartuzów jest ekonomicznie niezależny i samowystarczalny. Mnisi poświęcają się zatem zajęciom rolniczym i rzemieślniczym. W klasztorze istnieje system kompensacji, na podstawie którego biedniejsze domy dostają pomoc ze środków, które w głównej mierze pochodzą z produkcji słynnego likieru. Pustelniczy sposób życia, skupienie na modlitwie, studiowaniu i pracy fizycznej nie zmienił się praktycznie po dziś dzień. Obecnie istnieje 19 zakonów kartuzów w Europie, USA, Ameryce Łacińskiej i Korei Południowej, są one schonieniem dla około 370 mnichów. Ponadto funkcjonuje pięć zakonów żeńskich we Francji, Włoszech i Hiszpanii, w których żyje około 75 zakonnic.
ŻYCIE W KARTUZJI
Kartuzi poszukują Boga w samotności i na trzech różnych poziomach: odizolowania od świata, życia we własnej celi oraz duchowej samotności lub, jak nazywają to mnisi, „samotności serca”. Zakonnicy opuszczają klasztor raz w tygodniu w czasie spaceru, podczas którego mogą rozmawiać. Z reguły nie przyjmują odwiedzin, nie używają radia ani telewizji. Informacje o tym, co dzieje się na świecie uzyskują od przeora. Stwarza to niezbędne warunki do zachowania ciszy. Dwa razy w roku, w czasie nazywanym przez nich okresem „kontemplacji”, mogą odwiedzać ich członkowie rodziny. Mnisi mieszkają w celach umieszczonych w parterowych budynkach otoczonych ogrodem. Spędzają większą część dnia w samotności. Wspólne życie odbywa się w kaplicy, gdzie każdego dnia odprawiana jest liturgia oraz podczas południowego posiłku w niedziele. Podczas spaceru, który trwa ponad cztery godziny, mogą rozmawiać z sobą, aby, jak informuje strona internetowa zakonu, poznać się bliżej, „wzmocnić wzajemne przywiązanie, ożywić jedność serc oraz zapewnić sobie odpowiedni relaks fizyczny”. Codzienna liturgia kartuzów, porównywana do obrządku rzymskiego, charakteryzuje się prostotą i skromnością. Pomiędzy jej elementami jest dużo miejsca na ciszę, gregoriańskie śpiewy umacniające kontemplacyjną duchowość oraz zakaz używania instrumentów muzycznych. Nocne nabożeństwo składa się z psalmów, czytania Biblii, modlitw o wstawiennictwo oraz momentów ciszy.
LIKIER KARTUZÓW
Mnisi z La Grande Chartreuse pozostawili przepis na „eliksir długowieczności” pochodzący z 1605 roku. Receptura składała się z ponad 130 składników i była tak skomplikowana, że kartuskim aptekarzom zajęło 100 lat zanim wyprodukowali pierwszy likier. Do dzisiejszego dnia trunek zawiera przyprawy, zioła, kwiaty i wyciąg z korzeni zalanych alkoholem. Bardzo szybko zielony eliksir zawierający 71% alkoholu zaczął być pity dla przyjemności, nie dla zdrowia. Jednak kiedy w 1832 roku epidemia cholery zaatakowała Francję, kartuzi znowu użyli eliksiru dla celów medycznych. Kilka lat później mnisi wypreparowali delikatniejszy wariant ziołowego likieru z zawartością 55% alkoholu, nazywany żółtym kartuzem, ze względu na swój kolor. Do dziś mnisi tworzą ten ziołowy likier według sekretnej recepty, choć przy pomocy bardziej nowoczesnych technologii.
trailer

1 komentarz:

  1. Kosrys przypomniał mi film, który widziałem już chyba ponad rok temu - ponad 3 godziny niesamowitego seansu dzięki TVN Religia chyba w okolicach świąt Wielkiej Nocy. Surowy film, bez muzyki, (jedynie z klasztornymi śpiewami), bez komentarzy, bez dialogów. Zmiany czasu, pór roku i powtarzalne elementy dnia i modlitwy i my - towarzyszący im w prostych czynnościach, gestach, w modlitwie. Reżyser (Philip Gröning) jak napisałeś 19 lat czekał na zgodę by ten film nakręcić i spędził razem z mnichami żyjąc jak oni chyba ponad 4 miesiące. I to się czuje - że dla niego to też było niesamowite doświadczenie - film nie jest jakimś dokumentem o życiu mnichów, a raczej towarzyszeniem im w ich każdym dniu, gdzie prawie każda czynność jest swoistą medytacją. My jesteśmy jedynie obserwatorami - i dla wielu pewnie ten film będzie nie do oglądania, zbyt nudny i nie pokazujący "gotowej recepty" na osiągnięcie takiego stanu uduchowienia. Ale też gdy oprócz skupiania się nad związkiem pomiędzy poszczególnymi obrazami zaczniemy zastanawiać sie nad źródłem szczęścia mnichów, nad prostotą i jednocześnie głębią wyboru i życia, gdy zaczniemy sobie zadawać pytania o to co nam jest potrzebne do szczęścia - to znak, że film oglądamy już na jakimś wyższym meta-poziomie. Wtedy już nie nuży, a zaczyna zachwycać i pomaga dostrzegać piękno świata w jego prostocie, odkrywać też w sobie samym tęsknotę i miłość do Stwórcy tego wszystkiego.

    Medytacyjne, długie ujęcia, piękne zdjęcia - choćby drobinek kurzu unoszących sie w promieniach słońca i cisza. Przynosząca spokój, wytchnienie i dziwną radość cisza. Cisza, której tak mało w naszym życiu.

    Dzięki filmowi oglądamy mnichów, którzy w ciszy odnaleźli wielką radość - sami pewnie za tym doświadczeniem tęskniąc otrzymujemy szansę na chwilę zatzymania i zadumy nad sobą.

    OdpowiedzUsuń