poniedziałek, 14 marca 2011

Ned Kelly, czyli dziki zachód w wersji australijskiej

Kino opowiadające o postaciach opiewanych w ludowych przesłaniach nigdy nie będą oddawać 100% prawdy - bo zależnie od tego kto opowiada i w jakim celu albo będzie on gloryfikował i przypisywał tylko dobre intencje albo będzie oczerniał pokazując zbrodnie i okrucieństwa jakie pod przykrywką walki o sprawiedliwość uczyniono. Nasze serca zwykle są z tymi, których postrzegamy jako słabszych, prześladowanychi np. walczących z okupantem. Ile jesteśmy w stanie wybaczyć? Bo nawet w filmie nie każdy bohater będzie strzelał tylko na postrach czy walił po głowach płazem.
Ned Kelly to właśnie taka postać - legendarny australijski bandyta napadający na banki i walczący z policją, a wspierający ubogich i przez nich kochany (?).
Australia. Rok 1871. Historia rozpoczyna się od pokazania nam niesprawiedliwego systemu i prześladowań prostych ludzi przez wiktoriańską policję. Cała rodzina Kellych - ponieważ ich ojciec był kiedyś złodziejem traktowana jest jako podejrzana o wszystkie przestępstwa w okolicy, policja nie przejmuje się brakiem dowodów, najważniejsze, że ktoś został ukarany (i najlepiej by był to prosty Irlandczyk). Po jednym z konfliktów rodziny z policją, Ned Kelly i jego bracia niesłusznie oskarżeni zostają o strzelaninę i zmuszeni są do ucieczki z domu. Pogoń za nimi, coraz większa ich determinacja i narastająca przemoc z obu stron to fabuła tego filmu. Władza aby zmusić Neda do poddania trzyma w więzieniu jego matkę, dokonuje aresztowań wśród przyjaciół, jednak cała czwórka bohaterów jest nieuchwytna. Kelly Gang zabija kolejnych policjantów i donosicieli, ale oczywiście w filmie nie krzywdzą ani jednej osoby "cywilnej", z atencją odnoszą się do kobiet, rozdają zrabowane bogactwa biednym i potrzebującym, palą papiery dłużne, a więc kim są ci "bandyci" - wrogami Królowej i siłą destrukcyjną niesprawiedliwego systemu czy pospolitymi rabusiami? 
Jeżeli lubiecie takie historie - obejrzycie ten film z przyjemnością. Może troszkę rażą pewne przerysowania (np. w strzelaninach wszystkie strzały Neda celne, a żaden z policjantów nie może go trafić), ale taki to już widać urok filmowych wersji ludowych opowieści. Od początku wyraźny jest podział na dobrych i złych (a ich zło musi być wielokrotnie podkeślone), nawet policja oddaje honor Nedowi w finale. Cały konflikt jest pokazany w sposób uproszczony - troszkę niczym z dzikiego zachodu, niewiele tu głębi i motywacji samego głównego bohatera. Ale za to trzeba przyznać, że Heath Ledger zagrał Neda świetnie.
Na plus - trochę irlandzkiej muzyki, kostiumy i pokazanie troszkę mniej znanego fragmentu historii.
Był już Robin Hood, Janosik, Braveheart to czemu nie mamy obejrzeć podobnej historii tym razem z najmniejszego kontynentu świata?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz