sobota, 10 grudnia 2016

(Maska)rada gminy, czyli mniejsze zło

Nowe przedstawienie Teatru Młyn ma premierę jutro, ale już dziś miałem okazję zobaczyć spektakl, dlatego dzielę się na szybko wrażeniami, bo może ktoś będzie jeszcze miał ochotę wybrać się na przedstawienia grudniowe.
Widziałem już na scenie Staromiejskiego Centrum Kultury cztery sztuki tej ekipy i muszę przyznać, że choć mamy do czynienia z malutką przestrzenią, skromnym składem, a pomysły na reżyserię, dramaturgię są bardzo podobne, to jednak nie czuję nigdy zawodu. Zamiast marudzić: a co to za scenografia, a że to już było, skupiam się na tekście, na emocjach przekazywanych przez aktorów.

Sercem tego teatru są siostry Fijewskie - wszystkie trzy zakładały tę scenę, Natalia jest reżyserką i scenarzystką, a ponieważ zarówno Agata, jak i Zuzanna mają również zdolności wokalne, często w spektaklach włączone są fragmenty muzyczne. Tym razem powiedziałbym nawet (może nie aż tak, jak w "Nagiej Pradze", ale jednak wyraźnie), że (Maska)radę gminy, można by nazwać mini musicalem. Bez jakiejś wielkiej oprawy muzycznej, ale za to zrobionym z humorem, autoironią. Cała czwórka występujących aktorów musiała wejść trochę w ten klimat. Ale po kolei.


Oto pewna gmina, w której wójt wpadł na pomysł, by jako swoich społecznych doradców zatrudnić dwójkę młodych ludzi, o skrajnie odmiennych poglądach. W ten sposób zamierza zadowolić wszystkich swoich wyborców, jednocześnie grając na podziałach, jak to mówią "obstawiać się na obu frontach". Od lat wygrywa wybory w cuglach, bo nie ma żadnej konkurencji. Wszyscy wiedzą, że robi przekręty, że jest panem i władcą, który uważa się za nie do ruszenia, ale jednocześnie każdy jakoś prędzej czy później trafia do niego, z prośbą o jakąś przysługę.
Choć więc w opisie przedstawienia jest to podkreślone i pewnie w kolejnych recenzjach wszyscy będą też zwracać uwagę na satyrę z podziałów na lewicę i prawicę, na nowoczesnych i konserwatystów, na tolerancyjnych i ciemnogród, to dla mnie najciekawszy był tu właśnie ten mechanizm utrzymywania władzy. To równie charakterystyczne dla nas, takie polskie, przaśne, niestety tak dobrze znane. Wiemy, że różne rzeczy na górze wyglądają nie tak, ale godzimy się z tym, machamy ręką, wmawiając sobie, iż inaczej się nie da. Albo, że kolejni będą tacy sami lub gorsi. To lepszy już ten wójt/burmistrz/prezydent jaki jest, bo przynajmniej znany, wiemy czego się po nim spodziewać, jak do niego podejść. W całym tym groteskowo-komediowym sosie, jest więc całkiem sporo goryczy. To zresztą dość charakterystyczne dla sztuk przygotowywanych przez Natalię Fijewską-Zdanowską: bierze sytuacje, postawy, poglądy bardzo dobrze nam znane z codzienności, czasem je podkoloryzuje, wywołując nasz uśmiech albo złość, ale daje też swoim bohaterom ludzką twarz, pokazuje ich bez masek. Widzimy nie tylko funkcję, garnitur, pewność siebie, ale całą masę lęków, kompleksów i demonów, które tak dobrze rozumiemy.
Tak jest i tym razem. Ewa Lewa: kobieta wolna, niezależna, nowoczesna. Adam Prawy: szczęśliwy mąż i ojciec, katolik, konserwatysta i ideał moralności. Wójt: człowiek sukcesu, otoczony powszechnym uwielbieniem, najlepszy gospodarz, któremu gmina wszystko zawdzięcza. I wreszcie Wiesia Znikła, samotna matka z dzieckiem, szara myszka, która otrzymawszy posadę sprzątaczki myśli, że złapała Pana Boga za nogi, że skończą się jej problemy. Jacy są naprawdę? Co ukrywają? Przed jakimi wyborami będą musieli stanąć i co będą gotowi poświęcić?

Sporo napisałem odnosząc się do treści, a niewiele o samej grze aktorskiej. Zaprzyjaźniony z Notatnikiem Chochlik Kulturalny zaraz weźmie mnie na spytki, pytając o detale, o to jak kto zaśpiewał, zatańczył... Ale wiecie co? Nawet jeżeli nie zawsze wszystko jest idealnie, można by coś poprawić, to jednak mi to nie przeszkadza. Bo tym razem mocniej zagrały emocje przekazywane przez aktorów i sam tekst. Piątki bym za ten spektakl nie postawił, ale mocna czwórka z plusem by była. Po raz kolejny mam ochotę zadać pytanie reżyserce, czemu tak różne rzeczy ucina, nie kończy, czemu w tak błyskawiczny sposób przechodzi od groteski i zabawy, do cholernie trudnych spraw, wprowadzając widza w konsternację stekiem bluzgów (wymaga to też sporo od aktorów). Nawet jednak jeżeli nie dostanę satysfakcjonującej odpowiedzi na to pytanie, potrafię i tak docenić pomysł na (Maska)radę gminy. I docenić również to, że każde z czwórki grających aktorów: Agaty Fijewskiej, Zuzanny Fijewskiej-Malesza, Bartosza Mazura i Jarosława Boberka, ma tu swoje do zagrania, swój cenny wkład w to przedstawienie.
Naprawdę lubię ten teatr.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz