sobota, 4 czerwca 2016

Dwa razy Teatr Współczesny, czyli Najdroższy i Ludzie i anioły

Jak dobrze liczę, to w tym roku już 23 razy byłem w teatrze - jakiś wyjątkowo dobry sezon mi się trafił. A ile okazji na obejrzenie dobrych spektakli przeszło koło nosa :( Ukłony dla Włodka, już on wie za co.
A dziś zabieram Was do Teatru Współczesnego - tam mnie jeszcze nie było. I choć jeszcze kilka poważniejszych sztuk granych na tych deskach mnie kusi, to tym razem dwie komedie. Jedna - niedawno nawet nagrodzona, była kilka dni temu w telewizji i pewnie jest do odnalezienie na stronach tvp lub Ninateki. Druga natomiast była prezentem z okazji Dnia Matki (rokroczna tradycja) - jak się okazało trafionym. "Ludzie i anioły" i "Najdroższy". Jeden tekst rosyjski, drugi francuski. I tylko to mnie zastanawia - czemu tak mało polskich scenarzystów i dramatopisarzy ma szansę obecnie się wystawiać, nie mówię o klasyce, ale choćby nawet o rzeczach lżejszych - komediach, czy kryminałach, po które sięga teraz prawie każdy teatr?

* plakaty i zdjęcia ze stron teatru



Ludzie i anioły to przede wszystkim popis duetu aktorskiego Orzechowski-Zieliński. Idealnie rozgrywają wszystkie niuanse komedii napisanej przez Wiktora Szenderowicza. Moskiewski "przedsiębiorca", czyli raczej przeciętny cwaniaczek, który nie ma zbyt czystych rąk, zostaje odwiedzony przez tajemniczego gościa, który... wie o nim wszystko. Okazuje się, że jest to anioł, który ma go przygotować na rozstanie się z tym światem. Najpierw jednak trzeba sporządzić testament i zrobić mały rachunek sumienia.


Te scenki mówią nie tylko o sporo naszym ludzkim, charakterze (trwoga dopiero przed końcem życia), ale i mentalności człowieka post-sowieckiego. Wszystko przecież można poddać negocjacji - a może by tak kogoś innego, podobnego albo jakąś łapóweczkę? A jak tam jest po drugiej stronie? Czy można sobie zagwarantować jakieś lepsze warunki? Przecież ten świat, jaki by nie był i tak chciałoby się jeszcze pożyć odrobinkę. Nawet anioł jest jakiś taki znajomy - biurokratyczny, sztywny, oficjalny, ale jak co do czego i wypić potrafi, i pogadać można. Może to jednak nie jest jakiś zwyczajny anioł? W końcu to co mówi o Bogu i porządkach panujących w niebie, brzmi jakoś mało optymistycznie.
Choć całkiem sympatyczna jest jeszcze rola lekarza pogotowia (Leon Charewicz), to jednak dwójka głównych bohaterów skupia na sobie całą naszą uwagę i sprawia, że sztuka autentycznie bawi.
Lekkie i niegłupie.
***
A Najdroższy? Jest dużo bardziej farsowo, znowu mamy w obsadzie Zielińskiego (kapitalnie ciapowaty) i Orzechowskiego (tym razem jako urzędnik z Fiskusa), ale największe brawa zbiera ktoś inny (o tym za chwilę). Jest sporo śmiechu, ale to komedia mało skomplikowana, lżejsza niż moim zdaniem pomysłowy tekst "Ludzi i aniołów".

Pignon to bezrobotny, który szczęśliwym trafem dostał zadanie opieki nad mieszkaniem jednego z najbogatszych ludzi w Francji. Nie wnika w przyczyny dla których ten człowiek, który kiedyś trzymał go do chrztu, a potem na lata zapomniał, nagle postanowił dać mu szansę. Prawdę mówiąc Pignonowi jest wszystko jedno - żona go zostawiła, dzieci nie chcą znać, a perspektywy na jakąkolwiek pracę: żadne. Nikt nie zwraca na niego uwagi, wszyscy spychają na boczny tor, wpada więc na iście piekielny pomysł, by znów być obiektem zainteresowania. Wykorzystuje do tego inspektora podatkowego, który próbuje dowiedzieć się czegoś o interesach właściciela mieszkania. Dalej już zwariowaną komedię, w której głównym tematem są pieniądze. Kto je posiada - jest wart znajomości. A kto nie...

Cynizm, pazerność, zazdrość. No i kłopoty z fiksusem (Orzechowski naprawdę w tej roli zabawny, szkoda, że go tak mało). Nie tylko my "kochamy" płacić podatki.

Jest zabawnie, Zieliński naprawdę świetny, dobrze partnerują mu panie (Dąbrowska, Jeżewska i Nockowska), ale i tak oklaski zbiera zupełnie ktoś inny.

Choć pojawia się na scenie gdy już 3/4 spektaklu jest za nami, Krzysztof Kowalewski (w roli chrzestnego ojca Pignona) natychmiast zbiera całą naszą uwagę. Nie wiem czy to kwestia charyzmy, czy my jako publiczność mamy słabość do aktorów starej szkoły, ale wystarczy mina, gest (inni przecież próbują tak przez cały czas), a wszyscy się rechoczemy. A już popis wdrapywania się na stołek, czy reakcje na wystrój mieszkania (dzieło dekoratorki zaiste robi wrażenie), sprawiają, że mamy prawie łzy w oczach ze śmiechu. No cóż - grać z taką gwiazdą nie jest łatwo, bo to przecież jego publika kocha najbardziej.

Brawa dla całej ekipy jednak zasłużone - ponad dwie godziny niezłej, lekkiej komedii. Nie tylko mamy były zadowolone.


3 komentarze:

  1. Szczerze zazdroszcze mozliwosci tak czestego odwiedzania teatru. Tez bym tak chciala! "Ludzie i anioly" to nie bedzie przypadkiem rosyjski remake "Czystej formalnosci" Giuseppe Tornatore? Z koleji "Ludzie i anioly" przypominaja mi "Kolacje dla palantów"- tam bohater tez nazywal sie Pignon (film, oczywiscie w wersji francuskiej, byl po prostu genialny!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uf, w drugim przypadku mam na mysli oczywiscie "Najdrozszego". I juz widze, ze scenariusz jest autorstwa Francisa Vebera, który napisal tez "Kolacje dla palantów".

      Usuń
    2. och podobieństw pewnie można znaleźć sporo, aż po średniowieczne teksty - rozmowy ze śmiercią. A co do Kolacji dla palantów (muszę zobaczyć, bo to już tyle lat w Ateneum), słuszne podobieństwa, bo ten sam autor zdaje się :)
      Wiesz, ja też dotąd to kilka razy w roku, ale ostatnio miałem sporo szczęścia - znajomy mnie tak zabiera na to co recenzuje. Albo namawia na wyjścia

      Usuń