poniedziałek, 10 listopada 2014

Blue Jasmine, czyli król bywa nagi

Ostatnio wybierałem rzeczy świeżo przeczytane lub obejrzane, a przecież mam zaległości z wielu tygodni - szkice i tytuły ponotowane i tylko natchnienia i czasu by pisać. A wydawałoby się, że jedna notka dziennie to tak wiele, że materiału zabraknie. Kilkadziesiąt filmów, cztery seriale, chyba 8 książek wciąż czeka na swoją kolejkę. Dziś Woody Allen. 
Strasznie mnie wkurza gdy reklamuje się jego filmy jako komedie (czasem na siłę, czasem bardziej trafnie), bo przecież to duże spłycenie. Nawet jeżeli się śmiejemy, zwykle jest to śmiech "po coś", w tej opowieści jest coś głębiej. W przypadku Blue Jasmine, to określenie jest szczególnie mało trafne i jeżeli ktoś nastawi się na komedię, będzie bardzo rozczarowany. Ale sto razy wolę takie filmy Allena, niż raczej płytkie obrazki z Rzymu i kolejnych miast Europy. 


Niby historia nie jest skomplikowana, ale dzięki grającej główną bohaterkę Cate Blanchett, udało się nasycić ją nie tylko dramatyzmem, ale i ironią, emocjami. Jasmine to przedstawicielka nowojorskiej wyższej sfery. Dotąd wszystko układało jej się idealnie - bogaty mąż spełniający wszystkie zachcianki, najlepsze knajpy i wystawne przyjęcia. Gdy jej siostra Ginger przyjechała do niej w odwiedziny, nawet specjalnie nie miała dla niej czasu, to trochę żenujące pokazywać się z prostakami, nie? Gdy jednak los się odwróci i Jasmine zostanie na lodzie, to właśnie do siostry zwróci się o pomoc. Ląduje więc w San Francisco i zastanawia się co dalej ze sobą zrobić. Przyzwyczajona do luksusów, nie bardzo może przestawić się na inny tryb życia.

Jak to u Allena - iskrzy w warstwie psychologicznej, dialogach. Obie siostry nigdy nie były ze sobą bardzo blisko, teraz, gdy są zmuszone egzystować obok siebie w małym mieszkanku, będą mogły szczerze ocenić siebie. Jedna nauczyła się żyć na kredyt i uwielbia doradzać innym jak mają żyć, druga znowu osiadła dawno na laurach, zrezygnowała z ambicji, przyjmując bez narzekania to co dał jej los.
 
Komedia? Chwilami może i zabawnie, ale to raczej gorzki film, nie dający zbyt wiele powodów do nadziei.
Warto zobaczyć, choćby dla fenomenalnej roli Blanchett. Chociaż inni aktorzy są nieźli (u Allena to raczej standard), to ona kradnie ten film dla siebie.

4 komentarze:

  1. Zgadzam się, że w tym przypadku nie ma co mówić o komedii. Kilka scen może było zabawnych, ale to nigdy nie jest czysty komizm, a cały film przejmuje smutkiem i współczuciem dla pogubionych bohaterów. Cate Blanchett jest wyborna, ale jak dla mniej największym plusem w filmie jest brak Allena-aktora. Jakoś nie przepadam za jego filmami, w których gra główne role, mam wrażenie, że zawsze odtwarza tą samą postać;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś w tym jest, jedni go za to kochają, innych nudzi...

      Usuń
  2. Pamiętam ten film ... kilka zabawnych scen dodaje pikanterii ale na tym kończy się komedia o ile w przypadku WA można mówić o komedii. To raczej zabawnie skonstruowana proza życia bohaterów pokazana nam przez Woodiego Allena. Dobre kino i świetna rola Cate Blanchett

    OdpowiedzUsuń