niedziela, 9 listopada 2014

Bogowie ulicy, czyli twoje życie zależy od partnera

Dziś bardzo miły (choć pracowity dzień) - kolejna akcja wymiankowa w moim miasteczku. Jak jesteście ciekawi zerknijcie tu
Teoretycznie więc powinno być coś o książkach, ale darujcie - filmów uzbierało mi się tyle do opisania, że muszę wykorzystać każdą wolną chwilę, by rozładować kolejkę (bo inaczej wszystko zapomnę).
"Bogowie ulicy" mogą narobić smaku wszystkim widzom, którzy lubią mocne i realistyczne kino sensacyjne z policjantami w roli głównej. Narobić smaku to dobre określenie, bo nasycić się raczej nie ma czym.
Tak naprawdę to zbiór scenek, oderwanych od siebie, które kręcone są niby "z ręki" lub z kamerki przypiętej do munduru, udając autentyczne sceny z codziennej pracy. Kamerę obsługuje (niedawno ją dostał, więc to taka nowa zabawka) jeden z głównych bohaterów, który zabiera ją wszędzie, rejestrując wszystko co uzna za ciekawe. Dzięki temu mamy możliwość trochę lepiej poznać stosunku dwóch policjantów i kulisy ich pracy. Brian (Jake Gyllenhaal) i Mike (Michael Pena) to twardziele, których nudzi papierkowa robota i marzą o tym by robić coś konkretnego. W mieście takim jak Los Angeles, można się spodziewać, że prędzej czy później będą mieli okazję się wykazać.  
Jedyny wątek, który ma jakąś kontynuację i prowadzi do pełnego przemocy finału, jest jakoś mało wiarygodny i aż żal, że nie pociągnięto innych spraw, w których obaj policjanci uczestniczyli. Praca nad scenariuszem, nad fabułą bardzo by tu pomogła. Tak dostajemy film, w którym dwaj faceci jeżdżą, gadają, czasem coś im się przytrafi. I tyle. Może to i bardzo realistyczne, ale dokąd ma prowadzić? Trudno mi było zaangażować się emocjonalnie w tę historię.  

6 komentarzy:

  1. De gustibus, dla mnie jeden z lepszych filmów sensacyjnych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. racja. non est disputandum :) Dla mnie sensacja musi mieć fabułę, trzymać w napięciu, tu mi tego zabrakło.

      Usuń
    2. Jeden z lepszych duetów policyjnych. Gyllenhaal gra tutaj jak spuszczony ze smyczy doberman. Cała akcja ocieka klimatem przedmieść. Natomiast "wizyta" na imprezce gangu, to jedna z lepiej skręconych scen, gdzie widz słyszy tykanie bomby, ale nie wie kiedy wybuchnie.

      Usuń
    3. a nie spodziewałeś się, że trochę będzie ten konflikt rozwinięty, że trochę będę sobie deptać po piętach? Tak od razu po początku, mamy finał i bandyci wychodzą raczej na dość nieudolnych

      Usuń
    4. Twórcy idealnie się wbili w mój gust. Miało być ostro i bezkompromisowo. Bandyci może i byli nieudolni, jednak nad wyraz groźni. To jest opowieść o jednym wściekłym psie i o drugim, który próbuje za nim nadążyć. Jaki był finał wiemy.

      Usuń
  2. Faktycznie, większość scen była wyrwana z kontekstu. Oglądanie filmu można było bez żalu przerwać w dowolnym momencie :/

    OdpowiedzUsuń