niedziela, 10 marca 2013

Walka kotów - Eduardo Mendoza, czyli angielska flegma i hiszpański temperament

Jakiś czas temu znalazłem u Kasi ogłoszenie o wędrującej książce - akcji bardzo podobnej do Podaj książkę dalej, a skoro namawiam innych do udziału u siebie, jakże mógłbym ominąć okazję by skorzystać u kogoś?  To moje drugie spotkanie z tym autorem i prawdę mówiąc jakoś nie bardzo mogę się do niego przekonać - może Wy mi powiecie jaka jego powieść jest najlepsza, żeby nie było że mam pecha i mam pecha z wyborem? Mendoza zgrabnie żongluje nawiązaniami do historii, sztuki (w poprzednio czytanej była Wenecja, a teraz Madryt), bawi się w plątanie akcji, rozrzucanie jakichś tajemnic i symboli, a potem niewiele wyjaśnia, raptownie kończy i zostawia czytelnika w jakimś dziwnym stanie zawieszenia. Żeby jeszcze te zabawy literackie miały jakieś głębsze drugie dno, ale mam nieodparte wrażenie, że to tylko jakaś otoczka, a mimo wszystko najważniejsza w nich jest i tak pewna intryga i akcja (która moim zdaniem w obu powieściach kuleje).
Musi być oczywiście wątek miłosny, musi być tajemnica, poszukiwania jej rozwiązania, jakieś dylematy bohatera i prawdę mówiąc gdy pod tym kątem rozpatruję obie przeczytane książki Mendozy, są zadziwiająco podobne. I na pewno łączy jej jeszcze jedno - co chyba wkurzało mnie najbardziej. Totalnie niewiarygodny i przedziwnie zachowujący się bohater. Najbardziej przypomina on łódkę miotaną przez fale, tak jakby nie miał kompletnie żadnych hamulców, barier, instynktu zachowawczego ani też grama rozumu. Po prostu idzie gdzie go nogi poniosą, wpada w jakieś zadziwiające towarzystwo, plącze się po jakichś piwnicach, spelunkach i nawet jak dostanie po łbie nic go to nie nauczy, bo następnego dnia będzie robił dokładnie to samo. Zero logiki, jakiegoś planu, sensownych decyzji - wokół niego dzieją się jakieś rzeczy, a on mimo, że jest najważniejszą postacią powieści zachowuje się jakby jego jedynym zadaniem było wszędzie wejść, spotkać się z każdym, choć nic z tego nie wynika, a jego los decyduje się jakimś kompletnym zbiegiem okoliczności. Facet idzie się przespacerować, a ląduje na wiecu politycznym, idzie zjeść, a ląduje w ramionach dziwki itd. Niby bohaterowie Mendozy to ludzie wykształceni, niegłupi, a zachowują się jak bezmyślne kukły, które autor popycha do kretyńskich sytuacji, po to by móc opisać jak najbardziej dramatyczne przygody. Nielogiczności, a nawet totalny irracjonalizm głównego bohatera, gdy wszystkie inne postacie zachowują się w miarę sensownie (a przynajmniej jest to jakoś tłumaczone), strasznie mnie uwiera w tych powieściach.     
    
Tym razem głównym bohaterem jest Anglik - Anthony Whitelands, który jako specjalista od malarstwa Velasqueza przyjeżdża do Madrytu by w tajemnicy dokonać wyceny zaginionego dzieła tego malarza. Cały kraj (lata 30-te) ogarnięty jest coraz większym szaleństwem - Hiszpania jest w przededniu wybuchu wojny domowej, a nasz bohater szybko wplątuje się w samo centrum rozgrywek między różnymi siłami politycznymi. Reszty może zdradzać nie będę, bo gdyby ktoś chciał sam sięgnąć po "Walkę kotów" będzie miał większą frajdę w bieganiu za Anthonym po całym mieście zastanawiając po co on to robi... 
Tło historyczne, czyli wszystkie te przepychanki między socjalistami, monarchistami, Falangą i wojskowymi niby ciekawe, ale oprócz wrażenia pewnego chaosu, braku nadziei na pokojowe rozwiązaniu konfliktu nie dowiemy się prawie nic konkretnego  - to już lepiej sięgnąć po dobre opracowanie historyczne. Niby wspomina się o ofiarach, podpaleniach, ale w samej powieści mamy wrażenie, że na mieście i w knajpach to po prostu przepychanki dobrych sąsiadów, którzy dadzą sobie po razie, a potem pójdą się napić. Jeżeli to miała być powieść dająca nam dotknąć grozy tamtych czasów, to po kiego diabła odstawiać całą tą komedię z głównym bohaterem (naprawdę wiele scen zamiast strasznych było raczej komicznych).

Ani to dobry dramat, ani kryminał, a też chyba poczucie humoru Pana Mendozy nie do końca do mnie trafia. Niby czyta się dobrze, ale odkłada się po przeczytaniu z rozczarowaniem. Nie znajduję tu dla siebie nic porywającego. Chyba jednak na razie sobie odpocznę do tego autora.

16 komentarzy:

  1. Uhu, widzę, że nasze doświadczenia z panem Mendozą są identyczne - też czytałam "Wyspę niesłychaną" i niedawno "Walkę kotów" i mam co do nich dokładnie takie same odczucia jak Ty. Zwłaszcza w kwestii zupełnie bezwolnych bohaterów, robiących rzeczy zupełnie pozbawione sensu. Howk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uha! A ja myślałem, że to tylko ja tak mam, bo widzę wokół same zachwyty. Odetchnąłem :)
      Howgh!

      Usuń
    2. Walka kotów to moja pierwsza przygoda z Mendozą i chyba na razie ostatnia...

      dzisiaj słów kilka o tej książce u mnie, zapraszam w wolnej chwili :)

      http://agnesssinafrica.blogspot.com/2014/04/walka-kotow-eduardo-mendoza.html

      Usuń
  2. A na kursie kreatywnego pisania ta książka była na liście lektur. Teraz mam dylemat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! musisz sam ocenić. Nie brak ludzi, którzy go zachwalają, więc może w tym jego pomyśle na pisanie jest jakiś pomysł, ale do mnie po prostu on nie trafia

      Usuń
    2. Kreatywności Mendozie trudno odmówić, tylko sensu jakby trochę brak ;)

      Usuń
  3. No to jest nas więcej! Ja co prawda zaliczyłam tylko "Niezwykłą podróż Pomponiusza Flatusa", ale mnie nie powaliło i póki co dałam sobie spokój.
    I jak widzę nie mam co żałować:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczególnie, że Walke kotów nazywa się jego najlepszą powieścią... Aż człowiek sam ma chęć chwycić za pióro jak czyta takie rzeczy, tylko czasu brak

      Usuń
  4. Nie da się ukryć, że się z Tobą zgadzam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko, o czym piszesz w odniesieniu do głównego bohatera, jest prawdą, choć w moim odczuciu uczynienie zeń "pozbawionego instynktu zachowawczego" jest celowym zabiegiem autora. Mendoza uwielbia droczyć się w ten sposób ze swoimi czytelnikami: przedstawia inteligentnego erudytę o nienagannych manierach, jednakże tak kieruje jego postępowaniem, że wątpimy w wielkość jego umysłu. Przeczytałam 4 jego książki i muszę przyznać, iż schemat ten powtarza się niemal w każdej z nich. Mnie "Walka kotów" nudziła swą warstwą historyczną, toteż z przyjemnością skupiałam się na śledzeniu poczynań nieporadnego Anglika. Może właśnie dlatego został on w taki sposób przez autora wykreowany: jako przeciwwaga dla podniosłego nastroju dziejowych wydarzeń. Nie porzucaj całkowicie prozy Hiszpana! Sięgnij może po "Lekką komedię" lub "Niewinność zagubioną w deszczu" - liczne elementy farsowe powinny Ci przypaść do gustu. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może kiedyś sięgnę po te inne pozycje. Na razie rozczarowanie - powtarzanie tego samego schematu nie jest dla mnie ani ciekawe ani zabawne

      Usuń
  6. Póki co czytałam Wyspę niesłychaną i niestety jakoś nie do końca do mnie przemówiła. O tej książce czytałam sporo dobrego więc zastanawiałam się czy zaryzykować, teraz jednak naszły mnie dodatkowe wątpliwości :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Koniecznie należy przeczytać "Przygodę Fryzjera damskiego" - wtedy można zakochać się w dowcipie Mendozy.
    Szczerze polecam.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię Mendozę, ale co do Walki Kotów, to masz zupełną rację. Zmęczyła mnie bardzo ta książka. Wole jego powieści humorystyczne. Przede wszystkim wspomnianą wyżej "Przygodę Fryzjera damskiego", czy "Brak wiadomości od Gurba".

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja zaczęłam znajomość z Mendozą od "Przygody Fryzjera damskiego" i powiem szczerze - powalił mnie ten typ humoru. Byłam zachwycona. Rzuciłam sie potem na "Walkę kotów" i przeżyłam wielkie rozczarowanie. Mało co mi się w tej książce podobało. Stanowczo wolę jego absurdalne poczucie humoru, w parodiach kryminałów. "Walka kotów" mnie irytowała i niemal życzyłam, żeby bohatera coś dopadło (ale może tak wkurzający typ powstał świadomie w głowie autora i miał być kimś w rodzaju anty-bohatera, przeciwieństwem tych, jakich pełno w tym typie powieści?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. muszę kiedyś spróbować z innymi powieściami. Może zmienię zdanie?

      Usuń