czwartek, 10 listopada 2011

Śmierć pięknych saren - Ota Pavel czyli słodka kraino dzieciństwa

Seria Gazety Wyborczej, w ramach której Mariusz Szczygieł prezentuje wybrane dzieła literatury (i filmu) czeskiej to pomysł zacny, no jakże to przegapić, zwłaszcza gdy jeden z tych tytułów pokrywa się na dodatek z lekturą klubu dyskusyjnego.
A na dodatek Szczygieł reklamuje to jako najwspanialsza powieść antydepresyjną... I co? Ano troszkę rozczarowanie. Może po prostu ta ksiązka musi się "wstrzelić" w odpowiedni nastrój czytelnika, może kiedyś do nie wrócę i się w niej na nowo rozsmakuję. Bo coś w sobie ma - pewien specyficzny klimat wspomnień o swoim dzieciństwie, młodości, o marzeniach, sukcesach, porażkach i tragediach, pewną nutkę nostalgii, gorzkiej ironii i odrobinę (chyba jednak dla mnie zbyt mało) humoru. Tego ostatniego troszkę mi brakowało - niby niektóre postacie czy scenki mogą wydawać się zabawne, ale jest to napisane w ten sposób, że zaraz i tak przez uśmiech przebije się jakaś nostalgia, tęsknota, żal... A przecież Czesi słyną z tego, że nawet o najtrudniejszych sprawach potrafią opowiadać ze sporym dystansem i często z humorem, który pozwala im sobie radzić i z tragedią i z własnymi rozterkami i poczuciem własnej wartości.
Jak zdążyłem sie zorientować, gdy autor spisywał te wspomnienia z dzieciństwa przebywał w szpitalu psychiatrycznym ze zdaignozowaną shizofrenią. Pisanie było byc może pewną ucieczką od teraźniejszości, formą terapii. Dziś gdy się to czyta, możemy się dziwić łacząc te fakty. Czy gdyby autor nie miał problemów psychicznych stworzyłby inna książkę? A może wcale by nie powstała?  
Całość to zbiór krótszych i dłuższych opowiadań - łączą je dwie postacie - głównego bohatera i jego ojca (część nawet opowiada o zasłyszanych wydarzeniach, których sam autor nie mógł pamiętac z powodu wieku). Aaaa no i oczywiście ryby. Nie wspomniałem o tym wcześniej - jeżeli o ojcu Pavel opowiada to w kilku perspektywach - człowieka z żyłka do handlu, ze specyficzny podejściem do pieniędzy, do problemów i z dwoma wielkimi pasjami - zamiłowaniem do dobego jedzenia i jeszcze większą namiętnościa do łowienia ryb. W tych opowiadaniach - zarówno z czasów sprzed wojny, jak i z okresu jej trwania najwięcej jest humoru, lekko opowiadanych anegdot. Nawet trudne doświadczenia tej rodziny pochodzenia żydowskiego są tu opowiedziane dość ironicznie, czujemy zgrozę raczej nie ze słów, ale spomiędzy nich. W części drugiej gdy autor zaczyna opowiadać o sobie dużo więcej jest nostalgii, wspomnień, powrotów do krainy dzieciństwa, która jednak odchodzi w przeszłość... I co ciekawe prawie nic nie pisze o swoim zyciu prywatnym czy zawodowym skupiając się tylko na... rybach. To rzeki, strumienie, stawy czy nawet morze są centrum wydarzeń, ale zawsze przyciąga tam autora łowienie ryb. Opisuje szczegółowo połowy, sukcesy, porażki, wędki, przynęty, ale przede wszystkim zdobycze - mienią się kolorami, rozmiary albo ilości moga czasem przyprawić o ból głowy. Ukleje, szczupaki, węgorze, barweny, jelce, karpie... A ja niestety nie będąc zapalonym wędkarzem niestety stwierdzam, że trochę zaczyna to być monotonne i nużące. Po prostu traci świeżość. 
Opisy przyrody, piękne miejscami opisy miejsc, sytuacji, na poły bajkowe, bo częściej ze wspomnień niż z realnego wyglądu tych miejsc obecnie... To wszystko może się podobać, gdyby jednak wciąż nie kręciło się tylko wokół ryb. Rozumiem, że one są jakimś ważnym punktem odniesienia dla autora, cząstką jego życia, dokonując więc próby uporządkowania swego życia wciąż pojawia się i ojciec i ryby... Ciekawe czemu innych postaci tak mało.  
A więc - pogodnie choć z pewną dozą sentymentalnych wspomnień, niby optymistycznie, ale trochę jest w tym goryczy - wciąż o przeszłości, która przecież nie wróci, ją się idealizuje, a o teraźniejszości nic. Powrót do dzieciństwa, trochę z magicznej czy baśniowej perspektywy może się podobać, napisane jest to świetnie. Niestety jeżeli na kolejnych stronach wciąż najważniejsze są ryby, a my nie rozumiemy tych wariatów moczących kije w wodzie powoli tracimy cały urok. Może dlatego, że w tym zbiorku "Śmierć pięknych saren" zestawiona jest razem z "Jak spotkałem sie z rybami", które już wcale takie zabawne nie są (a można nawet doszukać się pewnych sygnałów depresji).

"Dziesiątki razy chciałem odebrać sobie życie, gdy już nie mogłem dłużej wytrzymać, ale nigdy tego nie zrobiłem. Pewnie w podświadomości pragnąłem jeszcze jeden raz pocałować usta rzeki i łowić srebrne ryby. To właśnie jako rybak nauczyłem się cierpliwości, a wspomnienia pomagały mi żyć."

13 komentarzy:

  1. No ja właśnie też kupiłam tę książkę i się zastanawiam, czy najpierw filmu nie obejrzeć. Poza tym mam jakieś mgliste wrażenie,że Pavel chyba był na Festiwalu Opowiadania we Wrocławiu kilka lat temu i czytał coś o tych rybach...muszę to sprawdzić. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawe... kilka lat temu mówisz? To musze sprawdzić bo wiem że neistety przegrał walke z choroba i popełnił samobójstwo, tylko nie wiem w którym roku.
    Mając wybór zawsze zacznę od ksiązki - bo potem jak czytam wciąż mysle obrazami z filmu, a tak mogę mieć własne i je konfrontować...

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja właśnie kończę lekturę...i chyba mam podobne zdanie do Ciebie - umiarkowanie dobre!
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja nie przepadam za literaturą czeską i rosyjską. Nie umiem tego racjonalnie wytłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  5. i tak bywa, na pewno są specyficzne (choć jedna na pewno nie przypomina drugiej). zresztą ten worek "narodowej literatury" w tej chwili staje się już trochę pojęciem przestarzałym - przeciez zalezy na co trafisz, to tak jak w Polsce weź porównaj np. Dukaja, Dehnela, Piątka i Szczygła... Każdy to inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
  6. sprawdziłam- to niemożliwe, bo on zmarł w 1973 roku. Ale opowiadanie o rybach na pewno ktoś czytał na festiwalu...starcza skleroza się odzywa :)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Jakim wy prawem o wolności
    głosicie bracia w Rudym Prawie
    wszak to od waszej nie ostatni
    zwariował pisarz Ota Pawel"
    http://www.youtube.com/watch?v=dutgGRbvXdw
    peace, m.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hm, mnie ryby nie przeszkadzają. Czytałam kiedyś zbiór opowiadań "Światła bakanów", cały o rybach i bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
  9. ależ każdy ma prawo do trochę innej opinii, odbioru i wrażeń... Ba - komentarze, które idą trochę kontra moim subiektywnym opiniom są podwójnie ciekawe! Uwielbiam dyskusje! to może ktoś napisze co w tej książce go urzekło?

    OdpowiedzUsuń
  10. Do przeczytania tej książki zachęcił mnie właśnie Szczygieł i pan z ksiegarni, który przekonywał, że "Batalion czołgów" Skvorecky`ego, którego akurat szukałam, wcale taki fajny nie jest, a poza tym i tak go nie ma, więc najlepiej brać "Śmierć pięknych saren". Wzięłam, przeczytałam i... odczucia miałam podobne do Twoich. sympatyczna książka, ale na pewno nie antydepresyjna. Przeciwnie, pełno w niej takiego "słodkiego żalu", nostalgii, a nawet dramatów ale ubranych w "naiwną" formę. Nie byłam zawiedziona lekturą, ale jeżeli ktoś szukał pocieszenia i lekkiej rozrywki, to na pewno się przeliczył.

    OdpowiedzUsuń